Dave do domu
wrócił wściekły. Nie spodziewał się, że ktoś mu zepsuje tak
świetnie zapowiadający się dzień. I to kto? Jakiś przydupas!
Może nie powinien go tak nazywać, bo to przecież chłopak Ashley,
ale nie potrafił inaczej go nazwać. Nie podobało mu się, że ten
cały Joey mu przeszkodził pocałować dziewczynę. Nie podobał mu
się także sposób w jaki ją obejmował i przytulał. Z całych sił
starał się opanować zazdrość, jaka ta scena w nim wzbudziła,
ale nie mógł. Dlatego postanowił się stamtąd jak najszybciej
ulotnić, bo inaczej mógłby zrobić mu jakąś krzywdę. A tego
Ashley by mu nie wybaczyła. Mimo, że miał wolny dzień, nie
skorzystał z zaproszenia Joeya na kawę. Nie wyobrażał sobie, że
będzie z nim siedział przy jednym stole. Pamiętał słowa swojej
matki „To
przesympatyczny, młody człowiek. Na pewno byście się polubili”.
- Polubili?
Wolne żarty! – prychnął. – Mylisz się, mamo. Nigdy go nie
polubię. Chyba musiałby się stać cud, a ja w cuda nie wierzę.
Nie wiedział co
się z nim dzieje. Nigdy wcześniej mu się to nie zdarzało.
Zachowywał się irracjonalnie, a przeważnie był rozsądny. Nie
powinien być taki rozwścieczony jak jakiś zły pies. Ashley była
piękną dziewczyną, więc nic dziwnego, że ma chłopaka. Nie
powinien być zazdrosny, przecież nie byli razem. Jednak nie mógł
się powstrzymać. To było silniejsze od niego. Czekało w środku,
żeby tylko wybuchnąć ze zdwojoną siłą. Na samą myśl, że
Ashley jest teraz z nim ogarnęła go furia. Nie chciał tego. Nie
chciał żeby była z Joeyem, tylko z nim. Była jego przyjaciółką
i powinien cieszyć się z jej szczęścia, ale nie potrafił. To on
powinien je dać.
W takim stanie
zastał go Steve, który wszedł do jego pokoju.
– Cześć
stary!
– Nie nauczono
cię pukać? – wydarł się na niego Dave.
Blondyn
przystanął zaskoczony tym nagłym wybuchem przyjaciela. Zawsze
uważał go za zrównoważonego i spokojnego. Od paru lat mieszkali
razem i nigdy, gdy jeden do drugiego przychodził do pokoju, nie
pukał. To było zbędne. Byli jak rodzeni braci i nie mieli przed
sobą żadnych tajemnic. Gdy pierwszy szok minął, Steve podszedł
do przyjaciela i stanął obok niego przy oknie.
– Co cię
ugryzło? – spytał.
– Wybacz. –
Dave położył dłoń na ramieniu przyjaciela. – Dziś nie jestem
sobą.
– Właśnie
widzę – zauważył Steve przyglądając się jego twarzy. –
Zawsze po porannym joggingu byłeś zrelaksowany i pełen energii a
teraz… wyglądasz jakbyś spotkał wściekłego psa.
– I tak się
czuję – powiedział Dave. – Spotkałem w parku Ashley.
– To ona cię
tak zdenerwowała? Pokłóciliście się? Pięknie! – Steve
pokręcił głową. – Dopiero co się spotkaliście po paru latach…
– Nic z tych
rzeczy. – Brunet mu przerwał. – Było bardzo miło. Jak za
starych dobrych czasów. Śmialiśmy się, żartowaliśmy…
– Więc w czym
rzecz? Co cię tak wyprowadziło z równowagi? – dopytywał się
Steve.
– Raczej kto
mnie wyprowadził, a nie co. Jej chłopak, ten z którym przyjechała.
Niejaki Joey. On mi się nie podoba – oznajmił.
– Martwiłbym
się gdyby on ci się podobał. – Roześmiał się kolega.
– Przestań się
zgrywać. Mówię poważnie.
– Tu cię mam.
Jesteś o nią zazdrosny, stary.
Dave nawet nie
zaprzeczył. Po co, skoro to była szczera prawda. Nigdy, przy żadnej
dziewczynie nie czuł tego co teraz. O żadną nie był zazdrosny.
Może dlatego, że one niewiele dla niego znaczyły, a na pewno nie
tyle co Ashley.
– Milczysz, a
milczenie oznacza prawdę. Zgadza się?
– Tak –
potwierdził Dave. – Nie wiem co się ze mną dzieje. – Chłopak
zazwyczaj się nie zwierzał, ale czuł, że musi się komuś
wygadać. – Dopiero wczoraj się spotkaliśmy po paru latach
rozłąki. Dzisiaj było nasze drugie spotkanie, zupełnie
przypadkowo. Wyobraź sobie, że ona też biega, tak jak ja. Do tej
pory traktowałem ją wyłącznie jak przyjaciółkę, ale teraz…
– Chciałbyś
czegoś więcej?
– Tak. –
Dave skinął głową. – To się dzieje tak szybko. Sam nie mogę
tego zrozumieć.
– Zależy ci
na niej i powinieneś o nią walczyć – stwierdził Steve.
– Ale ona ma
kogoś. Jakie ja mam prawo rozbijać czyjś związek?
– W miłości
i na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone. A co jeśli on nie jest
dla niej tak bliski jak ty? Uważam, że powinieneś zaryzykować.
Posłuchaj mojej rady.
Dave łypnął na
niego oczyma.
– Kiedy ty się
zrobiłeś takim ekspertem od spraw sercowych, że dajesz rady?
– Zawsze nim
byłem. – Głośno się roześmiał.
Dave zastanowił
się chwilę nad słowami przyjaciela. Był zszokowany. Steve zawsze
był zwariowany i plótł trzy po trzy, ale teraz gadał do rzeczy.
Nawet i bez jego rady postanowił zrobić wszystko, żeby Ashley
przestała być dla niego tylko przyjaciółką a stała się
dziewczyną. Już nawet wiedział jak to zrobi. Pora na pierwszy
krok, uśmiechnął się do swoich myśli.
Katherine
spojrzała błagalnym wzrokiem na męża, który właśnie jadł
śniadanie.
– George,
błagam cię. Dlaczego nie chcesz tego zrobić?
Mężczyzna
spojrzał na nią znad filiżanki gorącej, aromatycznej kawy.
Zmarszczył brwi i przyjrzał się jej uważnie. Zawsze robiła takie
słodkie oczy, gdy coś chciała na nim wymusić.
– Kochanie,
znowu zaczynasz. Po prostu uważam, że nie jest to dobry pomysł.
Już i tak zgodziłem się na to przyjęcie, chociaż doskonale
wiedziałaś, że nie lubię takich imprez.
– Ale cel
został osiągnięty. Dave i Ashley spotkali się. Nawet nie
widziałaś jakim wzrokiem na nią patrzył. Przyznasz, że stała
się piękną kobietą.
– To prawda.
Jest bardzo ładna. A ty znowu się bawisz w swatkę, jak przed laty
– zauważył.
– Najpierw wymyślasz moje urodziny, a teraz chcesz żebym ją przyjął na staż do kancelarii. A pomyślałaś, że ona tego nie chce?
– Najpierw wymyślasz moje urodziny, a teraz chcesz żebym ją przyjął na staż do kancelarii. A pomyślałaś, że ona tego nie chce?
Kobieta wyjęła
grzankę z tostera i położyła na swoim talerzyku, a potem usiadła
naprzeciw niego.
– Bzdury
opowiadasz. Oczywiście, że chce. Przecież mi mówiła, że
chciałaby odbyć staż w wakacje w kancelarii. Zawsze była
ambitna. Chce nabyć doświadczenia. Dlaczego nie może tego zrobić
u ciebie? Przyjmujecie przecież stażystów.
– Ale może
ona nie chce akurat w mojej. Ona chce dojść sama do czegoś, a nie
liczyć na koneksje.
– Przecież
nie traktowałbyś jej ulgowo, tylko tak jak pozostałych. A byłaby
bliżej…
– Dave’a. To
chcesz powiedzieć? – Żona milczała, robiąc tylko niewinną
minę. Dobrze ją znał i dlatego ją rozszyfrował. – Pomyślałaś,
że jeżeli będzie u mnie pracować to znowu będzie ci łatwiej ich
swatać. Nic z tego moja droga. Gdyby mnie o to poprosiła, jeżeli
by miała jakieś problemy ze znalezieniem miejsca, to owszem,
przyjąłbym ją. Ale nie zrobię tego bez jej wiedzy. Zrozum to
kobieto. Nie możesz ich ciągle swatać. On może nawet tego nie
chce. Minęło tyle lat i może nie będą już dla siebie tak bliscy
jak kiedyś.
– Mylisz się,
tato. – Dave nagle wszedł do kuchni wprawiając w osłupienie
swoich rodziców. Nie widzieli kiedy wrócił z joggingu. Myśleli ,
że jeszcze biega. – Ashley jest dla mnie nadal bliska, może
jeszcze bardziej niż kiedyś. Przez te lata nigdy o niej nie
zapomniałem.
Dołączył do
rodziców i nalał sobie kawy do filiżanki.
– Wiedziałam.
– Ucieszyła się matka ze słów syna. – A widzisz, mówiłam
ci. – Spojrzała na męża z triumfem.
– Muszę ci
podziękować mamo, za to przyjęcie co wczoraj zorganizowałaś. Jak
tylko zobaczyłem Ashley od razu się domyśliłem, że to był twój
podstęp, żeby zwabić mnie do domu. Wiedziałaś, że nie opuszczę
urodzin ojca. Ale dlaczego mi nie wspomniałaś, że ona będzie?
– Chciałam ci
zrobić niespodziankę!
– I zrobiłaś,
dziękuję. – Pocałował ją w policzek.
– Myślałem,
że to były moje urodziny – odezwał się George z uśmiechem
patrząc na syna. Nigdy by się nie spodziewał, że on nie zapomni
swojej przyjaciółki z dzieciństwa. Młodzi ludzie są zwykle
niestali, ale nie jego syn. Bardzo się tego cieszył. Zawsze lubił
Ashley. W końcu przyjaźnił się z ich zmarłymi rodzicami. – W
końcu to mnie się należała.
– Jeszcze ci
zorganizuje niejedną – przyrzekła.
– Zaczynam
poważnie się bać. Znając ciebie na pewno nie będzie nudna.
Dave zawsze
uwielbiał te ich przekomarzania przy stole. Tyle lat małżeństwa i
jego rodzice nadal byli w sobie zakochani. Był szczęściarzem, że
miał taką kochającą rodzinę.
– Macie
jeszcze ten domek letni w Santa Barbara? – Nagle zapytał
zmieniając temat.
– Tak, a czemu
pytasz? – Ojciec spojrzał na niego z zainteresowaniem.
– Mieliście go
sprzedać.
– Tak, ale
twoja mama się uparła, żeby tego nie robić. Chyba z sentymentu.
– To dobrze.
– Widząc zdziwienie na ich twarzach dodał : – Chciałem tam
zabrać Ashley na parę dni. Pamiętam jak kiedyś wyjeżdżaliśmy
tam i ją zabieraliśmy. Chcę nadrobić stracony czas.
– Ale tam jest
na pewno straszny bałagan.
Dave tylko się
uśmiechnął i podniósł do góry dwie ręce.
– A od czego
mam rączki? Zabiorę Steve’a i posprzątamy na błysk. Co mamy
innego do roboty? Jeszcze dziś tam pojedziemy.
Ashley miała
właśnie iść się przebrać po porannym joggingu, gdy usłyszała
dzwonek do drzwi. Zdziwiła się, bo nikogo się nie spodziewała.
Poszła otworzyć. Uśmiechnęła się szeroko, gdy ujrzała swoje
najlepsze przyjaciółki.
– Niespodzianka!
Tracy jak burza wpadła do środka, a Chantelle zaraz za nią.
– Co wy tu
robicie?
Tracy spojrzała
na nią krzywym okiem.
– Nie cieszysz
się? Mamy sobie pójść. Skoro nas już nie kochasz…
Ashley roześmiała
się i przytuliła rudowłosą a potem blondynkę.
– Oczywiście,
że was kocham. Zaskoczyliście mnie. Jest sobota, więc nie
sądziłam, że tak rano się zerwiecie z łóżka. Myślałam, że
śpicie do południa.
– Żartujesz.
Ja jestem przyzwyczajona do rannego wstawania, ale ta … –
Chantelle wskazała na przyjaciółkę – w weekendy wyleguje się
do obiadu. Dzisiaj wyjątkowo wstała. Obudziła mnie już godzinę
temu, gdy waliła do moich drzwi. Chciała jak najszybciej do ciebie
jechać.
Ashley przyjrzała
się uważnie rudowłosej, która już wygodnie usadowiła się na
kanapie.
– Coś się
stało?
– Jeszcze się
pytasz? Siadaj tutaj i opowiadaj jak na spowiedzi.
– Nie
przypominam sobie, żebyś przyjęła święcenia kapłańskie.
Roześmiała się
i chciała iść do kuchni, żeby zrobić coś dziewczynom do picia,
ale nagle poczuła czyjeś ręce na swoich ramionach. Chwilę później
siedziała na kanapie, między przyjaciółkami.
– Nie
wywiniesz się. – Tracy dała jej kuksańca w bok. – Mów jak
było na przyjęciu.
– Normalnie. –
Wzruszyła ramionami.
– Tylko tyle? O
nie, kochana. Masz nam tu wszystko powiedzieć.
– Jak Dave?
Spotkałaś go – nieśmiało zapytała Chantelle.
– A ty tylko o
jednym. Dave i Dave. Pewnie się roztył, nie. Ostatnio spotkałam
mojego dawnego chłopaka z liceum. Dziewczyny, jaki się z niego
misio zrobił. Mięsień piwny, drugi podbródek. Matko jedyna, a on
mi się tak kiedyś podobał. Dave na pewno nie wygląda inaczej.
– Nie
widzieliście go przez te ostatnie lata, prawda? – zapytała
Ashley.
– A po co?
Wiesz, że ja nigdy specjalnie za nim nie przepadałam.
– A ty w ogóle
za jakimś facetem przepadasz? – zauważyła Chantelle. Każdy to
dla ciebie męski szowinista.
– A ty jak
zwykle bujasz w obłokach. Zawsze szukasz księcia z bajki. Kochana,
książęta już dawno wyginęli.
– Dość. Nie
kłóćcie się. – przerwała im Ashley.
– My się
kłócimy. To była tylko wymiana zdań. Lepiej powiedz co z tym
Dave’em, skoro moją blond przyjaciółkę tak to interesuje.
– Jestem po
prostu ciekawa – rzekła Chantelle.
– Nie jest tak
jak myślisz. Jest lepiej. Dave stał się bardzo przystojnym
mężczyzną, a w środku jest taki sam jak kiedyś: czarujący,
zabawny, czuły…
– Chyba się
zagalopowałaś. –Wtrąciła się Tracy. – Opowiadasz o nim tak
jakbyś się zakochała, jakbyś nie miała faceta. Joey byłby
zazdrosny.
– Nie byłby,
bo nie jesteśmy parą, ile razy mam ci powtarzać. Jesteśmy tylko
przyjaciółmi. A co do zakochania to masz rację.
Chantelle lekko
się uśmiechnęła. Przeczuwała, że Ashley nigdy nie zapomniała o
swojej pierwszej miłości.
– Wiedziałam
– rzekła blondynka.
– Co ty niby
takiego wiedziałaś, hę? – spytała Tracy przewracając oczami.
– Ashley nigdy
nie zapomniała Dave’a. Ona go kocha.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz