piątek, 23 września 2016

Ukryte marzenie - rozdział 12

Ty chyba oszalałaś! – wykrzyknęła Tracy po usłyszeniu słów Chantelle. – Większej bzdury w życiu nie słyszałam – prychnęła. – Ashley miałaby kochać Dave’a? Stare dzieje. To było może kiedyś, zanim wyjechała do Chicago. Ale teraz? Po tylu latach, kiedy nie mieli ze sobą kontaktu? Nie, to jest absolutnie niemożliwe. Naoglądałaś się jakichś kiepskich komedii romantycznych – stwierdziła patrząc na blondynkę.
Chyba nie słyszałaś co mówiłam: jestem zakochana. W Dave’ie. Chantelle ma rację – powiedziała Ashley.
Tracy zrobiła wielkie oczy. Mało komu udało się ją zaskoczyć ale teraz udało się to Ashley. Jak to? Ona go kocha? To było dla niej niepojęte. Nie widzieli się pięć lat, a jej serce nadal dla niego biło. Milczała przez chwilę nie wiedząc co powiedzieć. W końcu spytała:
Jesteś pewna? Może to tylko zauroczenie?
Nie. – Gwałtownie zaprzeczyła Ashley wstając z kanapy. Usiadła w fotelu naprzeciw przyjaciółek. – Kocham go. Przez te ostatnie lata myślałam, że zapomniałam o tym co do niego czuje. Myślałam, że ta miłość wygasła, umarła. Ale to wszystko wróciło, gdy się spotkaliśmy. Zrozumiałam, że nigdy nie przestałam go kochać.
Jestem w szoku – rzekła rudowłosa. Spojrzała uważnie w oczy Ashley. Myślała, że dziewczyna ją wkręca. Może umówiły się razem z Chantelle, żeby z niej zażartować. Często tak robiły, kiedy były małymi dziewczynkami. Ale nie! W oczach Ashley wyczytała szczerość. Mówiła prawdę. Ona naprawdę kocha tego chłopaka. – Nigdy bym nie przypuszczała, że możesz coś do niego czuć. Po tylu latach? To niewiarygodne!
A jednak. – Uśmiechnęła się Ashley.
Czy jednak Dave czuje coś do ciebie? – Głośno zastanowiła się Chantelle, która do tej pory siedziała cicho. – Kiedyś traktował cię tylko jak przyjaciółkę, nic więcej.
To prawda – przyznała Ashley. – A teraz… Nie umiem tego logicznie wytłumaczyć, ale już nie patrzył na mnie tak jak przed laty. Ani wczoraj ani dziś. Czuję, serce mi to podpowiada, że za jego spojrzeniem kryje się coś więcej.
Dziś też się z nim widziałaś? – spytała blondynka.
Tak. Przypadkiem spotkaliśmy się w parku. – Ashley opowiedziała o wyścigu i swoim upadku. – Potem odprowadził mnie do domu.
I co? Pocałowaliście się? – dopytywała się Tracy czekając na odpowiedź koleżanki.
Ashley przez chwilę milczała.
Prawie… - odrzekła po chwili.
Co to znaczy „prawie”? Albo się całowaliście, albo nie? To jak to z wami jest?
Rudowłosa się niecierpliwiła. Nie znosiła kiedy musiała kogoś ciągnąć za język, zanim uzyska odpowiedź.
W tej chwili dziewczyny usłyszały dźwięk otwieranych drzwi. Do środka wszedł Joey niosąc ze sobą papierową torbę. Uśmiechnął się widząc gości w domu. Zaniósł zakupy do kuchni i szybko wrócił do salonu. Stanął za fotelem.
Co za miła niespodzianka!
Ashley odwróciła się do przyjaciela. Nie zaszczyciła go nawet jednym spojrzeniem.
To wszystko przez niego. – Spojrzała z powrotem na swoje przyjaciółki. – Dzięki niemu Dave myśli, że jesteśmy parą.
A nie jesteście? – Z uśmiechem zapytała Tracy.
Tracy! – Ashley żałowała, że nie ma niczego pod ręką, czym mogłaby w nią rzucić. Zaczynała ją już irytować.
Dobrze, już dobrze. – Rudowłosa podniosła ręce w geście kapitulacji. – A właściwie, dlaczego nie? Nie próbowaliście nigdy jak to być razem? W końcu tyle czasu mieszkaliście razem. Nic nie zaiskrzyło?
Nie – krótko odparła Ashley. Nie chciała mówić nic więcej. Nie miała do tego prawa.
Może i coś by mogło kiedyś zaiskrzyć, gdyby nie jeden, a właściwie dwa małe szczegóły. – Joey pokazał dwa palce swojej prawej dłoni.
Jakie? – spytała Tracy.
Po pierwsze: Ashley przez ten cały czas kochała Dave’a, chociaż się do tego nie przyznała, ale ja to przeczuwałem. Żaden inny chłopak nie mógłby zająć jego miejsca w jej sercu. A po drugie… – Na chwilę wstrzymał oddech. Chantelle i Tracy także stały mu się bliskie i mógł im powiedzieć prawdę o sobie. – … jestem gejem.
Tracy wytrzeszczyła oczy. Była w szoku, nie mniejszym jak wtedy gdy Ashley powiedziała o swoich uczuciach.
Zaskoczona? – spytał Joey widząc wyraz twarzy Tracy.
I to bardzo. Szczerze mówiąc nie wyglądasz na geja.
A jak według ciebie wygląda gej? – zapytała Chantelle. – Różowa bluzeczka…
Skończmy tą dyskusję – odrzekł Joey. – Może macie ochotę na smażonego kurczaka? Właśnie kupiłem, jest jeszcze ciepły.
Jeszcze się pytasz?! Umieram z głodu! – Tracy poderwała się na równe nogi i zniknęła w kuchni, gdzie Joey położył zakupy.
Ashley zwlokła się z fotela.
Dla ciebie mam twoją ulubioną sałatkę – oznajmił chłopak, gdy go mijała.
Masz szczęście – odrzekła. – Może ci wybaczę, to co zrobiłeś rano. Przynajmniej się zastanowię.
Przejdzie jej. – Chantelle stanęła obok niego i spojrzała mu w twarz. Uśmiechnęła się lekko. – Ashley nie umie długo się gniewać.
Wiem. W końcu znam ją dosyć dobrze. Uważa, że dzięki temu przedstawieniu, które rano urządziłem Dave nie będzie nią zainteresowany. A ja myślę wprost odwrotnie. Faceci lubią konkurencję.
Też tak myślę. – Chantelle usłyszała śmiechy dochodzące z kuchni. – Jeżeli się nie pospieszymy Tracy wszystko spałaszuje. Wiem co mówię.
Joey tylko się uśmiechnął. Po chwili dołączyli do Tracy i Ashley.


Dave zatrzymał samochód przed piętrowym domem w kolorze kości słoniowej. Nic się tu nie zmieniło, pomyślał patrząc na okolice domu, które były otoczone cyprysami. Wszystkie domy w sąsiedztwie wyglądały prawie tak samo. Zbudowane były w podobnym stylu. Było to osiedle domków letnich, gdzie w ciągu roku rzadko można było kogo tutaj spotkać. Za to w sezonie wakacyjnym jak najbardziej. Do plaży było zaledwie pół kilometra i można było dojść piechotą. Usiłował sobie przypomnieć kiedy był tu ostatnio. To było pięć lat temu, przed wypadkiem rodziców Ashley. Tak, teraz już pamiętał. To wtedy on i przyjaciółka ostatni raz spędzili wakacje. Były to cudowne chwile. A potem to już nie było to samo. Czegoś brakowało, a konkretnie kogoś: Ashley. Miał nadzieję, że teraz też będzie tak jak przed laty. Oby tylko dziewczyna zgodziła się wyjechać. Muszę ją jakoś przekonać, postanowił w duchu.
Niezła chata. – Z zamyśleń wyrwał go głos Steve’a. – Nigdy mi nie mówiłeś, że twoi rodzice mają dom w Santa Barbara.
Jakoś wyleciało mi z głowy. – Dave wysiadł z samochodu i podszedł do drzwi wejściowych. Wyjął z kieszeni dżinsów klucz. – Kiedyś przyjeżdżaliśmy tutaj na wakacje. Nie byłem tu od pięciu lat.
Pięć lat? I od tego czasu nikt nie korzystał z tego domu?
Chyba nie – odparł wkładając klucz do zamka. Poczuł lekki opór, ale w końcu się otwarły, cicho skrzypiąc. – Nie pytałem ich o to.
To zbrodnia, żeby taka chata przez tyle czasu się marnowała. Ty wiesz ile mogliśmy urządzić tutaj imprez albo… zaprosić panienek? W końcu z Phoenix jest tylko kilkadziesiąt kilometrów. Najwyżej godzinka, no może półtorej.
Dave wszedł do środka puszczając koło uszu uwagi Steve’a. On się chyba nigdy nie zmieni, pomyślał. Tylko jedno mu w głowie. Chłopcy rozejrzeli się uważnie. Meble były przykryte pokrowcami, na ścianach i podłodze zebrała się gruba warstwa kurzu. Okna także były brudne.
Czeka nas dużo pracy – stwierdził Dave. – Dzięki, że zgodziłeś się mi pomóc.
A co miałem innego do roboty? Nie ma sprawy, stary. – Steve klepnął go w ramię. – Ile tu jest pomieszczeń?
Na dole kuchnia, salon, toaleta i biblioteka. Mój ojciec lubił wieczorami w niej siedzieć. Na górze dwie sypialnie, każda z łazienką.
Jedną chyba będziemy mogli sobie odpuścić. – Blondyn uśmiechnął się pod nosem . – Nie będzie wam potrzebna.
Dave zgromił go spojrzeniem.
Co ty sugerujesz? Ja nie zamierzam wykorzystać Ashley. Nie jestem taki jak… – „ty”, chciał powiedzieć, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Steve był bawidamkiem, skakał z kwiatka na kwiatek i Dave nie pamiętał, żeby z jakąś dłużej wytrzymał. – … inni faceci – dokończył. – Po prostu chcę z nią spędzić trochę czasu.
Dobra, dobra. Ja już wiem co masz na myśli. Przede mną nie musisz udawać. Wiem po co ją zapraszasz. Chcesz zdobyć jej serce, taki masz plan. A jeśli ci się nie uda, to może ja bym do niej uderzył. Nie miałbyś nic przeciwko temu?
Dave’owi krew odpłynęła z twarzy.
Miałbym! Ona nie jest dla ciebie! – krzyknął. – Jeszcze jedno słowo…
Przecież żartowałem. – Steve roześmiał się głośno. – Nie odbijałbym dziewczyny najlepszemu kumplowi. Gdzie się podziało twoje poczucie humoru?
Dave uśmiechnął się lekko. Jak mógł nie zauważyć, że blondyn tylko się z nim droczy.
To od czego zaczniemy? – zapytał przyjaciel.
Może najpierw wypijemy browara? – zaproponował Dave.
Już się nie gniewasz?
Nie, pod warunkiem, że powstrzymasz się od takich komentarzy. – Rzucił mu kluczyki od samochodu. – Piwo jest w bagażniku, obok prowiantu. Zostaniemy tu parę dni, zanim ogarniemy.
Kiedy Steve wyszedł Dave jeszcze raz się rozejrzał. Był pewien, że spędzą tu kilka dni zanim posprzątają na błysk. Dobrze, że zawczasu pomyślał o jedzeniu. Zastanowił się dlaczego rodzice od tylu lat nie przyjeżdżali tutaj chociaż tak kochali to miejsce. Może z czasem upodobania się zmieniają. Jemu na szczęście się nie zmieniły. On nadal kochał to miejsce i miał nadzieję, że Ashley także.


Na jego twarzy widniało zmęczenie i kilkudniowy zarost. Pracował na najwyższych obrotach. Musiał pozamykać wszystkie sprawy przed wyjazdem. Postanowił go przyspieszyć. Miał wyjechać za dwa tygodnie, ale zmienił zdanie. Wyjedzie za tydzień, dlatego chciał wszystko pozałatwiać.
Usłyszał pukanie do drzwi. Więc podniósł głowę. Do środka wszedł elegancko ubrany mężczyzna w średnim wieku. Jego skronie były przyprószone siwizną, a w kącikach ust pojawiły się drobne zmarszczki, kiedy się uśmiechał.
Mark – rzekł – nie obraź się, ale wyglądasz fatalnie.
Wiem – odpowiedział patrząc na swojego wspólnika. – Śpię tylko po kilka godzin, ale wytrzymam. Został mi tydzień pracy i muszę zdążyć ze wszystkim.
Słyszałem, że wyjeżdżasz.
Tak. Wziąłem niewykorzystany urlop. Nazbierało się go trochę, przez parę lat – oznajmił Mark opierając się wygodnie o fotel.
Zasłużyłeś na niego – powiedział mężczyzna i podał mu dokumenty, które przyniósł ze sobą. – Przejrzyj to i zrób sobie chwilkę przerwy. Wyglądasz jak własny cień.
Kiedy wyszedł z gabinetu, Mark pogładził się po brodzie. Muszę się doprowadzić do porządku, pomyślał. Nie mogę jej się pokazać w takim stanie. Jeszcze ją przestraszę.
Już nie mógł się doczekać, kiedy zobaczy jej twarz. Jej nieobecność była dla niego udręką. Wiedział, że długo tak nie wytrzyma, dlatego postanowił wszystko przyspieszyć, żeby jak najprędzej udać się do Phoenix. Do niej. Miał już zarezerwowany bilet na samolot, lada chwila mieli mu go przysłać do biura. Może nawet następnego dnia.
Ashley – szepnął jej imię. – Nie powinnaś była ode mnie uciekać. Nie rozumiesz, że to ja jestem mężczyzną twojego życia, który da ci szczęście. Tylko ja. Wkrótce się o tym przekonasz.


piątek, 8 lipca 2016

Ukryte marzenie - rozdział 11

Dave do domu wrócił wściekły. Nie spodziewał się, że ktoś mu zepsuje tak świetnie zapowiadający się dzień. I to kto? Jakiś przydupas! Może nie powinien go tak nazywać, bo to przecież chłopak Ashley, ale nie potrafił inaczej go nazwać. Nie podobało mu się, że ten cały Joey mu przeszkodził pocałować dziewczynę. Nie podobał mu się także sposób w jaki ją obejmował i przytulał. Z całych sił starał się opanować zazdrość, jaka ta scena w nim wzbudziła, ale nie mógł. Dlatego postanowił się stamtąd jak najszybciej ulotnić, bo inaczej mógłby zrobić mu jakąś krzywdę. A tego Ashley by mu nie wybaczyła. Mimo, że miał wolny dzień, nie skorzystał z zaproszenia Joeya na kawę. Nie wyobrażał sobie, że będzie z nim siedział przy jednym stole. Pamiętał słowa swojej matki „To przesympatyczny, młody człowiek. Na pewno byście się polubili”.
- Polubili? Wolne żarty! – prychnął. – Mylisz się, mamo. Nigdy go nie polubię. Chyba musiałby się stać cud, a ja w cuda nie wierzę.
Nie wiedział co się z nim dzieje. Nigdy wcześniej mu się to nie zdarzało. Zachowywał się irracjonalnie, a przeważnie był rozsądny. Nie powinien być taki rozwścieczony jak jakiś zły pies. Ashley była piękną dziewczyną, więc nic dziwnego, że ma chłopaka. Nie powinien być zazdrosny, przecież nie byli razem. Jednak nie mógł się powstrzymać. To było silniejsze od niego. Czekało w środku, żeby tylko wybuchnąć ze zdwojoną siłą. Na samą myśl, że Ashley jest teraz z nim ogarnęła go furia. Nie chciał tego. Nie chciał żeby była z Joeyem, tylko z nim. Była jego przyjaciółką i powinien cieszyć się z jej szczęścia, ale nie potrafił. To on powinien je dać.
W takim stanie zastał go Steve, który wszedł do jego pokoju.
– Cześć stary!
– Nie nauczono cię pukać? – wydarł się na niego Dave.
Blondyn przystanął zaskoczony tym nagłym wybuchem przyjaciela. Zawsze uważał go za zrównoważonego i spokojnego. Od paru lat mieszkali razem i nigdy, gdy jeden do drugiego przychodził do pokoju, nie pukał. To było zbędne. Byli jak rodzeni braci i nie mieli przed sobą żadnych tajemnic. Gdy pierwszy szok minął, Steve podszedł do przyjaciela i stanął obok niego przy oknie.
– Co cię ugryzło? – spytał.
– Wybacz. – Dave położył dłoń na ramieniu przyjaciela. – Dziś nie jestem sobą.
– Właśnie widzę – zauważył Steve przyglądając się jego twarzy. – Zawsze po porannym joggingu byłeś zrelaksowany i pełen energii a teraz… wyglądasz jakbyś spotkał wściekłego psa.
– I tak się czuję – powiedział Dave. – Spotkałem w parku Ashley.
– To ona cię tak zdenerwowała? Pokłóciliście się? Pięknie! – Steve pokręcił głową. – Dopiero co się spotkaliście po paru latach…
– Nic z tych rzeczy. – Brunet mu przerwał. – Było bardzo miło. Jak za starych dobrych czasów. Śmialiśmy się, żartowaliśmy…
– Więc w czym rzecz? Co cię tak wyprowadziło z równowagi? – dopytywał się Steve.
– Raczej kto mnie wyprowadził, a nie co. Jej chłopak, ten z którym przyjechała. Niejaki Joey. On mi się nie podoba – oznajmił.
– Martwiłbym się gdyby on ci się podobał. – Roześmiał się kolega.
– Przestań się zgrywać. Mówię poważnie.
– Tu cię mam. Jesteś o nią zazdrosny, stary.
Dave nawet nie zaprzeczył. Po co, skoro to była szczera prawda. Nigdy, przy żadnej dziewczynie nie czuł tego co teraz. O żadną nie był zazdrosny. Może dlatego, że one niewiele dla niego znaczyły, a na pewno nie tyle co Ashley.
– Milczysz, a milczenie oznacza prawdę. Zgadza się?
– Tak – potwierdził Dave. – Nie wiem co się ze mną dzieje. – Chłopak zazwyczaj się nie zwierzał, ale czuł, że musi się komuś wygadać. – Dopiero wczoraj się spotkaliśmy po paru latach rozłąki. Dzisiaj było nasze drugie spotkanie, zupełnie przypadkowo. Wyobraź sobie, że ona też biega, tak jak ja. Do tej pory traktowałem ją wyłącznie jak przyjaciółkę, ale teraz…
– Chciałbyś czegoś więcej?
– Tak. – Dave skinął głową. – To się dzieje tak szybko. Sam nie mogę tego zrozumieć.
– Zależy ci na niej i powinieneś o nią walczyć – stwierdził Steve.
– Ale ona ma kogoś. Jakie ja mam prawo rozbijać czyjś związek?
– W miłości i na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone. A co jeśli on nie jest dla niej tak bliski jak ty? Uważam, że powinieneś zaryzykować. Posłuchaj mojej rady.
Dave łypnął na niego oczyma.
– Kiedy ty się zrobiłeś takim ekspertem od spraw sercowych, że dajesz rady?
– Zawsze nim byłem. – Głośno się roześmiał.
Dave zastanowił się chwilę nad słowami przyjaciela. Był zszokowany. Steve zawsze był zwariowany i plótł trzy po trzy, ale teraz gadał do rzeczy. Nawet i bez jego rady postanowił zrobić wszystko, żeby Ashley przestała być dla niego tylko przyjaciółką a stała się dziewczyną. Już nawet wiedział jak to zrobi. Pora na pierwszy krok, uśmiechnął się do swoich myśli.


Katherine spojrzała błagalnym wzrokiem na męża, który właśnie jadł śniadanie.
– George, błagam cię. Dlaczego nie chcesz tego zrobić?
Mężczyzna spojrzał na nią znad filiżanki gorącej, aromatycznej kawy. Zmarszczył brwi i przyjrzał się jej uważnie. Zawsze robiła takie słodkie oczy, gdy coś chciała na nim wymusić.
– Kochanie, znowu zaczynasz. Po prostu uważam, że nie jest to dobry pomysł. Już i tak zgodziłem się na to przyjęcie, chociaż doskonale wiedziałaś, że nie lubię takich imprez.
– Ale cel został osiągnięty. Dave i Ashley spotkali się. Nawet nie widziałaś jakim wzrokiem na nią patrzył. Przyznasz, że stała się piękną kobietą.
– To prawda. Jest bardzo ładna. A ty znowu się bawisz w swatkę, jak przed laty – zauważył.
– Najpierw wymyślasz moje urodziny, a teraz chcesz żebym ją przyjął na staż do kancelarii. A pomyślałaś, że ona tego nie chce?
Kobieta wyjęła grzankę z tostera i położyła na swoim talerzyku, a potem usiadła naprzeciw niego.
– Bzdury opowiadasz. Oczywiście, że chce. Przecież mi mówiła, że chciałaby odbyć staż w wakacje w kancelarii. Zawsze była ambitna. Chce nabyć doświadczenia. Dlaczego nie może tego zrobić u ciebie? Przyjmujecie przecież stażystów.
– Ale może ona nie chce akurat w mojej. Ona chce dojść sama do czegoś, a nie liczyć na koneksje.
– Przecież nie traktowałbyś jej ulgowo, tylko tak jak pozostałych. A byłaby bliżej…
– Dave’a. To chcesz powiedzieć? – Żona milczała, robiąc tylko niewinną minę. Dobrze ją znał i dlatego ją rozszyfrował. – Pomyślałaś, że jeżeli będzie u mnie pracować to znowu będzie ci łatwiej ich swatać. Nic z tego moja droga. Gdyby mnie o to poprosiła, jeżeli by miała jakieś problemy ze znalezieniem miejsca, to owszem, przyjąłbym ją. Ale nie zrobię tego bez jej wiedzy. Zrozum to kobieto. Nie możesz ich ciągle swatać. On może nawet tego nie chce. Minęło tyle lat i może nie będą już dla siebie tak bliscy jak kiedyś.
– Mylisz się, tato. – Dave nagle wszedł do kuchni wprawiając w osłupienie swoich rodziców. Nie widzieli kiedy wrócił z joggingu. Myśleli , że jeszcze biega. – Ashley jest dla mnie nadal bliska, może jeszcze bardziej niż kiedyś. Przez te lata nigdy o niej nie zapomniałem.
Dołączył do rodziców i nalał sobie kawy do filiżanki.
– Wiedziałam. – Ucieszyła się matka ze słów syna. – A widzisz, mówiłam ci. – Spojrzała na męża z triumfem.
– Muszę ci podziękować mamo, za to przyjęcie co wczoraj zorganizowałaś. Jak tylko zobaczyłem Ashley od razu się domyśliłem, że to był twój podstęp, żeby zwabić mnie do domu. Wiedziałaś, że nie opuszczę urodzin ojca. Ale dlaczego mi nie wspomniałaś, że ona będzie?
– Chciałam ci zrobić niespodziankę!
– I zrobiłaś, dziękuję. – Pocałował ją w policzek.
– Myślałem, że to były moje urodziny – odezwał się George z uśmiechem patrząc na syna. Nigdy by się nie spodziewał, że on nie zapomni swojej przyjaciółki z dzieciństwa. Młodzi ludzie są zwykle niestali, ale nie jego syn. Bardzo się tego cieszył. Zawsze lubił Ashley. W końcu przyjaźnił się z ich zmarłymi rodzicami. – W końcu to mnie się należała.
– Jeszcze ci zorganizuje niejedną – przyrzekła.
– Zaczynam poważnie się bać. Znając ciebie na pewno nie będzie nudna.
Dave zawsze uwielbiał te ich przekomarzania przy stole. Tyle lat małżeństwa i jego rodzice nadal byli w sobie zakochani. Był szczęściarzem, że miał taką kochającą rodzinę.
– Macie jeszcze ten domek letni w Santa Barbara? – Nagle zapytał zmieniając temat.
– Tak, a czemu pytasz? – Ojciec spojrzał na niego z zainteresowaniem.
– Mieliście go sprzedać.
– Tak, ale twoja mama się uparła, żeby tego nie robić. Chyba z sentymentu.
– To dobrze. – Widząc zdziwienie na ich twarzach dodał : – Chciałem tam zabrać Ashley na parę dni. Pamiętam jak kiedyś wyjeżdżaliśmy tam i ją zabieraliśmy. Chcę nadrobić stracony czas.
– Ale tam jest na pewno straszny bałagan.
Dave tylko się uśmiechnął i podniósł do góry dwie ręce.
– A od czego mam rączki? Zabiorę Steve’a i posprzątamy na błysk. Co mamy innego do roboty? Jeszcze dziś tam pojedziemy.


Ashley miała właśnie iść się przebrać po porannym joggingu, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Zdziwiła się, bo nikogo się nie spodziewała. Poszła otworzyć. Uśmiechnęła się szeroko, gdy ujrzała swoje najlepsze przyjaciółki.
– Niespodzianka! Tracy jak burza wpadła do środka, a Chantelle zaraz za nią.
– Co wy tu robicie?
Tracy spojrzała na nią krzywym okiem.
– Nie cieszysz się? Mamy sobie pójść. Skoro nas już nie kochasz…
Ashley roześmiała się i przytuliła rudowłosą a potem blondynkę.
– Oczywiście, że was kocham. Zaskoczyliście mnie. Jest sobota, więc nie sądziłam, że tak rano się zerwiecie z łóżka. Myślałam, że śpicie do południa.
– Żartujesz. Ja jestem przyzwyczajona do rannego wstawania, ale ta … – Chantelle wskazała na przyjaciółkę – w weekendy wyleguje się do obiadu. Dzisiaj wyjątkowo wstała. Obudziła mnie już godzinę temu, gdy waliła do moich drzwi. Chciała jak najszybciej do ciebie jechać.
Ashley przyjrzała się uważnie rudowłosej, która już wygodnie usadowiła się na kanapie.
– Coś się stało?
– Jeszcze się pytasz? Siadaj tutaj i opowiadaj jak na spowiedzi.
– Nie przypominam sobie, żebyś przyjęła święcenia kapłańskie.
Roześmiała się i chciała iść do kuchni, żeby zrobić coś dziewczynom do picia, ale nagle poczuła czyjeś ręce na swoich ramionach. Chwilę później siedziała na kanapie, między przyjaciółkami.
– Nie wywiniesz się. – Tracy dała jej kuksańca w bok. – Mów jak było na przyjęciu.
– Normalnie. – Wzruszyła ramionami.
– Tylko tyle? O nie, kochana. Masz nam tu wszystko powiedzieć.
– Jak Dave? Spotkałaś go – nieśmiało zapytała Chantelle.
– A ty tylko o jednym. Dave i Dave. Pewnie się roztył, nie. Ostatnio spotkałam mojego dawnego chłopaka z liceum. Dziewczyny, jaki się z niego misio zrobił. Mięsień piwny, drugi podbródek. Matko jedyna, a on mi się tak kiedyś podobał. Dave na pewno nie wygląda inaczej.
– Nie widzieliście go przez te ostatnie lata, prawda? – zapytała Ashley.
– A po co? Wiesz, że ja nigdy specjalnie za nim nie przepadałam.
– A ty w ogóle za jakimś facetem przepadasz? – zauważyła Chantelle. Każdy to dla ciebie męski szowinista.
– A ty jak zwykle bujasz w obłokach. Zawsze szukasz księcia z bajki. Kochana, książęta już dawno wyginęli.
– Dość. Nie kłóćcie się. – przerwała im Ashley.
– My się kłócimy. To była tylko wymiana zdań. Lepiej powiedz co z tym Dave’em, skoro moją blond przyjaciółkę tak to interesuje.
– Jestem po prostu ciekawa – rzekła Chantelle.
– Nie jest tak jak myślisz. Jest lepiej. Dave stał się bardzo przystojnym mężczyzną, a w środku jest taki sam jak kiedyś: czarujący, zabawny, czuły…
– Chyba się zagalopowałaś. –Wtrąciła się Tracy. – Opowiadasz o nim tak jakbyś się zakochała, jakbyś nie miała faceta. Joey byłby zazdrosny.
– Nie byłby, bo nie jesteśmy parą, ile razy mam ci powtarzać. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. A co do zakochania to masz rację.
Chantelle lekko się uśmiechnęła. Przeczuwała, że Ashley nigdy nie zapomniała o swojej pierwszej miłości.
– Wiedziałam – rzekła blondynka.
– Co ty niby takiego wiedziałaś, hę? – spytała Tracy przewracając oczami.
– Ashley nigdy nie zapomniała Dave’a. Ona go kocha.







czwartek, 12 maja 2016

Ukryte marzenie - rozdział 10

Ashley widziała jak Dave na nią patrzył, jak żaden inny chłopak. Czuła jak zasycha jej w gardle, a serce wali jakby miało zaraz wyskoczyć z piersi. Marzyła o chwili, kiedy on spojrzy na nią nie jak na koleżankę, ale jak na kobietę. I ta chwili nastała. Przynajmniej tak jej się wydawało.
Chłopak wciąż milczał patrząc na nią roziskrzonymi, szarymi oczami. Wyglądała tak słodko i niewinnie, że chyba żaden facet nie mógłby oprzeć się pokusie jej pocałowania. Ale on nie chciał być jak inni. Nie powinien wykorzystywać okazji. Nie chciał jej przestraszyć, dlatego w ostatniej chwili się wycofał, chociaż wymagało to od niego nie lada wysiłku. Chciał poczuć smak jej ust.
Spojrzał na jej rozbite kolano. Upadając rozdarła sobie spodnie, dlatego widać było fragmenty jej ciała.
Boli cię? – zapytał z troską.
Nie aż tak bardzo – odrzekła Ashley uśmiechając się lekko.
Pozwól, że obejrzę.
Zanim dziewczyna zdążyła zaprotestować Dave delikatnie podciągnął nogawkę jej spodni aż do kolana. Czując delikatny dotyk jego palców na swojej skórze, przez jej ciało przebiegły dreszcze towarzysząc motylom w brzuchu. Wiedziała, że to jego obecność i muśniecie jego palców wyzwoliły w niej takie emocje. Nigdy wcześniej, przy żadnym mężczyźnie, nie czuła tego co teraz.
W Chicago spotykała się z kilkoma chłopakami. Nie było to nic poważnego, tylko przelotne znajomości. Mimo że miała już ponad dwadzieścia lat nigdy nie pozwoliła żadnemu z nich bardziej się do siebie zbliżyć. Nie kochała ich, a ona wyznawała zasadę, że może całkowicie oddać się temu jedynemu, którego prawdziwie kocha. A prawdziwie kochała i kocha tylko jednego mężczyznę: Dave’a. To na niego czekała i będzie dalej czekać aż on poczuje do niej to samo co ona do niego. Głęboko wierzyła, że nastanie taki dzień.
To nic poważnego. – Z zamyśleń wyrwał ją głos chłopaka. – Miałaś rację. Wystarczy tylko opatrunek. Boli cię jeszcze?
Tylko trochę szczypie – odparła zgodnie z prawdą. – Da się wytrzymać.
Może jednak trochę podmucham, to przestanie szczypać – zaproponował lekko się uśmiechając. Ashley znała ten błysk w oku. Był niebezpieczny. – Pamiętasz jak w dzieciństwie często tak robiłem, gdy się uderzyłaś? Więc jak?
O nie, wymknęło się w myślach Ashley. Jeżeli on to zrobi zupełnie stracę głowę. A nie chcę, żeby na razie wiedział jak na mnie działa.
Dave nie czekając na odpowiedź przyjaciółki podmuchał kolano w miejscu rany, a potem złożył delikatny pocałunek. Wtedy dziewczyna zrobiła coś niespodziewanego: wstała. Chłopak był zaskoczony jej reakcją. Nigdy wcześniej tak nie reagowała na jego dotyk, a teraz odskoczyła jak oparzona. Czyżby zrobił coś nie tak? A może… Podnosząc się spojrzał na nią. Oblizała dolną wargę, a oczy miała spuszczone. Dobrze ją znał. Zawsze tak robiła, gdy była speszona, albo zdenerwowana. Uśmiechnął się w duchu. Już się domyślił, czego tak zareagowała. Bała się. Jego dotyku, obecności. Onieśmielał ją. A to znaczyło, że… nie traktowała go jak przyjaciela, ale kogoś więcej. Nie był pewny, czy to co do niej czuje to miłość, bo tak naprawdę nigdy nie był zakochany. Nie spotkał jeszcze właściwej osoby, do której zapałałby takim pięknym uczuciem. Wszystkie dotychczasowe dziewczyny przyrównywał do Ashley. Szukał jej w każdej napotkanej kobiecie, ale to się nie udało. Teraz już nie musiał tracić czasu na bezsensowne poszukiwania, bo ona była tutaj razem z nim. Zdał sobie sprawę, że tylko w takiej dziewczynie jak Ashley mógłby się zakochać i stworzyć trwały związek. Zastanowił się skąd nachodzą go takie myśli. Chyba się starzeję!, pomyślał. Zawsze uważał, że ma jeszcze czas na stałe związki i teraz powinien się bawić. Jednak z powrotem Ashley wszystko się zmieniło. On był z tej zmiany zadowolony. Dopiero teraz jego życie nabierze sensu.
Coś się stało? – zapytał przypatrując się dziewczynie. – Zrobiłem coś nie tak?
Nie. – Gwałtownie zaprzeczyła i spojrzała mu prosto w oczy. I to był błąd. Napotkała jego spojrzenie, pod wpływem którego stopniała jak wosk. Wzięła się jednak w garść. – Muszę iść. Mam dużo spraw do załatwienia. – To było kłamstwo, bo niby co mogłaby załatwiać w sobotę? Wszystkie urzędy były pozamykane.
Odprowadzę cię – oznajmił i dorównał jej kroku.
Przez całą drogę Dave rozśmieszał ją opowiadając różne anegdotki z ich dzieciństwa, starając się aby zapomniała o krępującej sytuacji jaka miała miejsce przed chwilą. Zrozumiał, że się wygłupił całując ją w kolano, ale nie mógł się oprzeć. Kiedyś, zanim wyjechała, często tak robił, kiedy się w coś uderzyła i nigdy nie reagowała w taki sposób jak dzisiaj. Nie bała się jego dotyku, ale wtedy byli dziećmi, a dzisiaj są już dorosłymi ludźmi. Niektóre niewinne gesty mogą ją peszyć, tak jak ten. Uśmiechnął się do siebie rozmyślając o tym. Uzmysłowił sobie, że mógł stać się dla Ashley kimś więcej niż tylko przyjacielem z dzieciństwa. Jeżeli jego przypuszczenia okażą się prawdą, to ten cały Joey może nie jest dla niej tak bliski, jak myślał. A jeżeli jest, to on zrobi wszystko aby poszedł w odstawkę. Do tej pory zazwyczaj nie odbijał nikomu dziewczyny, ale tutaj chodziło o Ashley, dziewczynę, która go rozumiała jak nikt inny i przy której był po prostu sobą. Tylko z takim kimś mógł stworzyć trwały i szczęśliwy związek.
Przypomniał sobie aluzje swojej matki, że stanowili by piękną parę. To było dobre parę lat temu, on był szczeniakiem i miał pstro w głowie. Byłem kretynem, pomyślał. Nie zauważał przyjaciółki i traktował ją jak siostrę. Gdyby wtedy inaczej na nią spojrzał może nie wyjechałaby do innego miasta po śmierci rodziców. Mogłaby wtedy zamieszkać u nich. Stracił ją na pięć długich lat. Teraz nie dopuści do tego.
Zależało mu na niej jak na żadnej innej dziewczynie. Do tej pory tracił czas spotykając się z innymi. Dobrze się bawił, nic więcej. Starał się przy tym żadnej nie zranić, ale nie zawsze mu to wychodziło. Obecnie nie był w żadnym związku i bardzo się z tego cieszył. Mógł bez przeszkód cały swój czas poświęcić Ashley. Tylko ona teraz się liczyła, nikt więcej. Zrobi wszystko, żeby byli razem. Ale czy nie ucierpi na tym nasza przyjaźń, przemknęło mu przez myśl. Znał wiele osób, które najpierw byli przyjaciółmi, a potem parą. Często takie związki rozpadały się po paru tygodniach i po nich nie zostawała nawet przyjaźń. Z nami tak nie będzie, stwierdził w duchu. Uczynię wszystko, żeby nam się udało.
Pamiętasz panią Brown? – Z zamyślenia wyrwało go pytanie Ashley.
Kogo?
Panią Brown? – powtórzyła dziewczyna i przystanęła opierając ręce o biodra. Spojrzała na niego. – Czy ty mnie słuchasz?
Przepraszam, zamyśliłem się – odparł.
A może zakochałeś? – Ashley żałowała, że nie ugryzła się w język. Nie chciała słuchać o jego dziewczynie, jeżeli ją miał. Ale było już na późno.
Czy się zakochałem, pomyślał przez chwilę Dave. Nie, jeszcze nie. Jeszcze na to za wcześnie, sam sobie odpowiedział na pytanie. Zastanowił się chwilę nad swoimi uczuciami do Ashley. Bardzo mu się podobała, zależało mu na niej, bez przerwy o niej myślał, ale to chyba za mało, żeby mówić o miłości. Był nią oczarowany. Gdyby się w niej zakochał, na pewno nie zastanawiałby się nad tym.
Nie. Nie spotkałem jeszcze odpowiedniej osoby – powiedział spoglądając w oczy Ashley. Speszona dziewczyna spuściła wzrok. – Co z tą Brown?
Pamiętasz jaka była wściekła, gdy niechcący wybiliśmy jej okno w piwnicy?
Dla uściślenia: to ty je wybiłaś – stwierdził Dave przypominając sobie sytuację z dzieciństwa, o której wspomniała dziewczyna.
Bo ty nie złapałeś piłki.
Uciekaliśmy, gdzie pieprz rośnie, gdy wybiegła z domu z parasolem krzycząc „ Łobuzy jedne. Już wy mnie popamiętacie”.
Mieliśmy szlaban przez miesiąc gdy rodzice się o tym dowiedzieli.
Oboje się roześmieli wspominając przygodę z dzieciństwa. Droga z parku zleciała im tak szybko, że nawet nie zauważyli, kiedy znaleźli się pod domem dziewczyny.
Dziękuję, za miły ranek – odrzekła Ashley, gdy zatrzymali się przed drzwiami do jej domu.
To ja dziękuję. Może to kiedyś powtórzymy? – zaproponował Dave.
- Koniecznie. – Dziewczyna przystała na propozycję. – Tym razem zostawię cię daleko w tyle, o ile nie będzie po drodze żadnych przeszkód. To był wypadek przy pracy.
To wyzwanie?
Jak najbardziej. Podejmujesz je, czy boisz się ze mną przegrać?
Jesteś bardzo pewna siebie. Może to ja wygram?
Przekonamy się. – Roześmiała się serdecznie.
Przez chwilę stali w milczeniu patrząc sobie w oczy. Dave znowu miał ochotę pocałować Ashley, tylko że teraz nie chciał zwalczać pokusy. Nie ważne czy się przestraszy i ucieknie. Musiał to zrobić, to było silniejsze od niego. Zbliżył się do niej i dotknął jej policzka. Dziewczyna nie cofnęła jego ręki. Już się nie bała jego bliskości, tylko chciała ją poczuć. Przymknęła powieki, czekając aż ich usta się spotkają.
W tej chwili ktoś otworzył drzwi wejściowe. Oboje odskoczyli od siebie jak oparzeni. Niech to diabli!, pomyślał Dave stając oko w oko z chłopakiem, który wyszedł z domu Ashley. To musi być Joey, stwierdził w duchu.
Cześć złotko. – Joey przytulił do siebie zaskoczoną Ashley i pocałował ją w policzek. – Gdzie się podziewałaś? Martwiłem się o ciebie.
Dziewczyna spojrzała na niego jak na wariata. Przecież doskonale wiedział gdzie była, więc po co pytał. I po co ten nagły przypływ uczuć i to przy Dave’ie? Kompletnie nie rozumiała jego zachowania.
Biegałam – odparła.
Joey puścił Ashley i spojrzał na towarzyszącego jej nieznajomego chłopaka, który patrzył na niego jakby miał zamiar zabić go wzrokiem.
Ty musisz być Dave – rzekł uśmiechając się lekko. – Ashley dużo mi o tobie opowiadała.
Tak. A ty jesteś…
Joey. – Podał Dave’owi dłoń. Chłopak z ociąganiem ją uścisnął. Nie chciał zrobić przykrości Ashley. – Miło cię poznać.
Mi ciebie również.
Tak naprawdę wcale nie było mu miło poznawać tego faceta. Wolałby raczej odciągnąć go od Ashley i przywalić mu. Nie mógł patrzeć jak on ją przytula. Był o nią zazdrosny, cholernie zazdrosny. Aż ręka go świerzbiła, żeby zrobić to o czym myślał. Ale nie mógł. Ashley by mu nie wybaczyła, gdyby bez powodu uderzył jej chłopaka.
Może wstąpisz na kawę? – zaproponował Joey otwierając szerzej drzwi wejściowe.
Może kiedy indziej. Muszę lecieć – odrzekł Dave i szybko się zmył.
Ashley patrzyła za odchodzącym chłopakiem a potem spojrzała na Joeya. Było widać, że jest zła.
Dlaczego to zrobiłeś?
Ale co? – Joey zrobił imię niewiniątka.
Doskonale wiesz co! Po co ta cała szopka? Dave na pewno pomyślał, że jesteśmy parą.
I dobrze. O to chodziło. – Na ustach Joeya wykwitł szeroki uśmiech. – Trochę zazdrości jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
Nie rozumiem.
Nie widziałaś jego wzroku?! Patrzył na mnie jakby chciał rozkwasić mi gębę. Był o ciebie zazdrosny.
Głupoty gadasz – rzekła i weszła do domu, a chłopak za nią.
Nie widzisz, że jest w ciebie wpatrzony jak w obrazek? Ja to zauważyłem w tak krótkim czasie. Nawet się nie obejrzysz, a będziecie razem. Jeszcze mi podziękujesz za to małe przedstawienie – stwierdził Joey.