poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Ukryte marzenie - rozdział 9

Nie mogła już spać. Gdy otworzyła oczy zobaczyła, że za oknem zaczyna już świtać, więc była jeszcze wczesna godzina. Spojrzała na budzik. Dochodziła piąta. Zamknęła oczy, myśląc, że jeszcze uda jej się usnąć, ale sen nie przychodził. Ciągle przed oczyma przewijały jej się obrazy z wczorajszego dnia, a szczególnie jeden obraz. Twarz Dave’a. Musiała przyznać, że wyrósł na przystojnego mężczyznę, na którego widok niejednej kobiecie zabiłoby serce. Zastanawiała się, czy ma kogoś. Na pewno, dodała w myślach. A jeżeli nie to na pewno kręcą się wokół niego piękne dziewczyny. Tak było kiedyś i to na pewno się nie zmieniło. Uśmiechnęła się przypominając sobie ich spotkanie. Dave nic się nie zmienił. Wciąż był takim samym chłopakiem jak kiedyś: radosnym i z poczuciem humoru. Właśnie te cechy kochała w nim najbardziej. Chciałaby, żeby teraz coś się między nimi zmieniło. Teraz jeszcze bardziej niż kiedyś była w nim zakochana. Nie myślała, że można bardziej kochać. Widocznie można, stwierdziła w myślach. Wiele by dała, żeby on poczuł to samo do niej. Przez tyle lat o nim nie zapomniała i nic nie wskazywało na to, żeby kiedykolwiek zdołała wyprzeć go ze swojej pamięci i serca. Dave Marshall był miłością jej życia.
– Koniec wylegiwania – powiedziała sama do siebie i wyskoczyła z łóżka.
Postanowiła wziąć szybki prysznic, zjeść lekkie śniadanie a potem pobiegać. Kiedy mieszkała w Chicago to był jej taki codzienny rytuał. Czułą się potem pozytywnie nastawiona na cały dzień. Odkąd wzięła się za siebie i schudła, sport był ważny w jej życiu. Oprócz porannego joggingu dwa razy chodziła do klubu fitness na aerobik. Postanowiła także w Phoenix zapisać się do jakiegoś.
Gdy po pół godzinie ubrana w dres była gotowa do wyjścia z góry zszedł Joey. Był ubrany w same bokserki i miał potargane włosy. Wyglądał jakby dopiero co zwlókł się z łóżka. Przetarł zaspane oczy i spojrzał na przyjaciółkę.
– Ranny ptaszek z ciebie – stwierdził. – Ty już na nogach?
– Tak – rzekła otwierając wejściowe drzwi. – Idę pobiegać. Na razie!
Wyszła i tyle ją widział.
Joey wszedł i nalał sobie kawy. Wiedział, że już nie uśnie. Upił łyk czarnego napoju, usiadł przy kuchennym stole i zaczął uważnie rozglądać się po pomieszczeniu. Poprzedniego wieczoru zostawił gdzieś telefon i nie wiedział kompletnie gdzie. Często mu się zdarzało, że nie mógł go znaleźć. Tak też było tym razem. Nagle usłyszał znajomy dźwięk. To był jego telefon. Podrapał się po głowie zastanawiając się skąd pochodzi odgłos. Zaczął otwierać wszystkie szuflady i drzwiczki. W końcu znalazł komórkę w szufladzie ze sztućcami. Nie pamiętał kiedy ją tam włożył. Kiedyś zostawię ją w lodówce, pomyślał rozbawiony swoim roztargnieniem.
Spojrzał na wyświetlacz. Dzwoniła Amelia, ciotka Ashley. Nie zastanawiając się ani chwili przycisnął zieloną słuchawkę.
– Halo. – Po drugiej stronie była cisza. Spojrzał na wyświetlacz. Amelia rozłączyła się zanim zdążył powiedzieć słowo.
Zastanowił się po co dzwoniła. Czyżby ten świr, przez którego Ashley musiała opuścić Chicago znowu ją nagabywał albo śledził. Niewykluczone, pomyślał. Tacy ludzie są zdolni do wszystkiego. Przypomniał sobie ich wczorajszą rozmowę. Amelia była przerażona myśląc, że ktoś ją śledzi. Nie miał wątpliwości, że to ten sam facet. Joey nakazał jej ostrożność i prosił o telefon jakby coś się działo. Na pewno ten psychol chciał wiedzieć gdzie wyjechała Ashley. Doskonale wiedział, że Amelia nic mu nie powie. Jednak bał się o nią. A jeżeli zechce ją skrzywdzić, żeby wyciągnąć potrzebne dla niego informacje? Aż się wzdrygnął gdy o tym pomyślał. Postanowił rozwiać swoje wątpliwości i wybrał jej numer . Odebrała prawie natychmiast.
– Cześć Joey – usłyszał jej głos. – Wybacz, że się rozłączyłam, ale akurat przyszedł kurier z ważną przesyłką.
– Nie ma sprawy – odrzekł Joey. – Coś się stało?
– Nie. – Amelia miała spokojny głos. – Chciałam cię przeprosić za ten wczorajszy telefon. Chyba wpadam w paranoję. Mam nadzieję, że nie powiedziałeś nic Ashley.
– Nie.
– To dobrze. – Słyszał jak wypuściła powietrze. – Specjalnie dziś wyszłam wcześniej do sklepu, żeby sprawdzić, czy moje podejrzenia są słuszne. Nikt za mną nie szedł. Na pewno mi się wydawało. Zapomnij o naszej wczorajszej rozmowie. Chyba oglądam za dużo kryminałów – roześmiała się.
– To, że dzisiaj nie było nie znaczy, że wczoraj też – rzucił tajemniczo Joey.
Po drugiej stronie zaległa cisza.
– Jak to? Sugerujesz, że jednak ktoś mógł mnie obserwować? – spytała Amelia po dłuższej chwili milczenia.
– Niewykluczone . – Joey nie chciał straszyć kobiety, ale musiał powiedzieć o swoich podejrzeniach i ostrzec ją. – Powinnaś być bardzo ostrożna i w razie czego zaopatrzyć się w coś do samoobrony.
– Teraz to mnie zastrzeliłeś! Czego ktoś mógłby ode mnie chcieć? Nie jestem ani bogata ani zbyt ładna.
– Nie brakuje świrów na świecie. W razie czego powinnaś także zawiadomić policję.
– Policję? Żeby mnie uznali za wariatkę, jeżeli to tylko moje wyobrażenia – stwierdziła kobieta.
– A twoja rozmowa z tym podejrzanym typem, to też tylko twoje wyobrażenie? Wątpię.
– Dlaczego o nim wspomniałeś? – spytała nie kryjąc zaskoczenia. – To niby on mnie śledzi? Też na początku tak myślałam, ale… – Umilkła na chwilę jakby nad czymś się zastanawiała. – Podejrzewasz, że on chce mnie zmusić, żebym mu wyjawiła gdzie jest Ashley? Wtedy był agresywny gdy nie chciałam mu nic zdradzić. To on za tym stoi?
Joey chciał zaprzeczyć, ale nie mógł. Amelia powinna znać prawdę, pomyślał w duchu. Mimo że Ashley nie chciała, żeby ciotka wiedziała co ją spotkało, aby jej nie martwić, chłopak postanowił wyjawić kobiecie całą prawdę. Miała prawo wiedzieć co zaszło w życiu siostrzenicy.
– Jestem tego prawie pewien. To przez niego Ashley postanowiła uciec z Chicago.,
– Więc jednak intuicja mnie nie zawiodła – powiedziała Amelia. – Podejrzewałam, że przed kimś lub przed czymś ucieka. Ona jednak zaprzeczyła.
– Nie chciała cię martwić. Ja jednak uważam, że powinnaś znać całą prawdę. Nie zdradź się jednak przed nią.
– Jesteś bardzo tajemniczy – rzekła Amelia. – Zaczynam się obawiać. Kim jest ten facet i czego chce od mojej siostrzenicy?
– To jeden ze wspólników w kancelarii, w której Ashley odbywała stać.
Joey krótko opowiedział jej wszystko. Kiedy skończył nastąpiła cisza. Domyślił się, że kobieta była zszokowana tym co usłyszała.
– Powinnam o wszystkim wiedzieć. Przecież jestem jej jedyną bliską rodziną, do cholery! – W końcu usłyszał jej głos. – Dlaczego mi nie zaufała?
– Nie chciała… – zaczął Joey, ale kobieta mu przerwała.
– Tak, wiem. Nie chciała mnie martwić, ale mimo wszystko miałam prawo wiedzieć. Byłabym przy niej, wspierałabym ją. Jak dobrze, że ma ciebie.
– Obiecałem sobie, że nie zostawię jej z tym samej. Dlatego kiedy postanowiła wyjechać do Phoenix bez wahania rzuciłem wszystko, aby być przy niej – odrzekł Joey. – Tutaj ma swoje przyjaciółki i … Dave’a.
– Masz rację – potwierdziła Amelia. – Kiedyś się w nim kochała.
– I to się nie zmieniło – zauważył chłopak. – Wczoraj byliśmy na urodzinach jego ojca i ona z Dave’em zniknęli na jakieś pół godziny. A gdy wracałem z nią do domu uśmiech nie schodził z jej twarzy.
– Bardzo się cieszę. Może tam zapomni o tym co ją spotkało. Dbaj o moją kruszynkę.
Będę – powiedział Joey i się rozłączył.





Dave jak każdego dnia udał się na poranny jogging. Kiedy wstał wszyscy jeszcze spali. Była sobota, więc nikomu nie spieszyło się, aby tak wcześnie zrywać się z łóżka. Dave jedna nie chciał leniuchować. Codziennie, bez względu na to czy to był wolny dzień czy nie, wychodził pobiegać.
Kiedy przyjeżdżał do domu, na jogging zawsze wybierał pobliski park. Tego dnia też się tam udał. Zazwyczaj o tak wczesnej porze nikogo tam nie było, więc się zdziwił kiedy w oddali zauważył jakąś postać opierającą się o drzewo. Kiedy podbiegł bliżej od razu ją rozpoznał.
– Ashley. – Uśmiechnął się. Dziewczyna odwróciła się w jego stronę. – Co za miła niespodzianka! Co ty tu robisz?
– To samo co ty. Przyszłam pobiegać – odparła.
– Jestem mile zaskoczony. Przecież nigdy…
– Owszem – przerwała mu. – Ale wiele rzeczy się zmieniło w moim życiu przez tę parę lat. Jeszcze wiele o mnie nie wiesz. – Rozśmiała się.
Dave zastanowił się czy mówiła o bieganiu czy może o czymś albo kimś innym. O chłopaku z którym przyjechała. Musiał jakoś się dowiedzieć czy to ktoś dla niej ważny i co między nimi jest. Sam nie wiedział skąd to zainteresowanie jej życiem prywatnym. Był trochę zazdrosny. Nie chciał, żeby był ktoś ważniejszy od niego. W jego życiu także nie było ważniejszej osoby, nie licząc jego matki.
– Dlaczego tak wcześnie uciekłaś do domu? – spytał nagle. – Stało się coś?
– Nie, skądże. Po prostu byłam zmęczona. Szukałam cię, żeby się pożegnać i kogoś ci przedstawić, ale gdzieś zniknąłeś. – Szybko wyjaśniła Ashley. – Poszliśmy więc do domu.
– Kogo chciałaś mi przedstawić? – spytał, chociaż doskonale wiedział, że chodzi o tego faceta z którym przyjechała. Nie dał jednak tego po sobie poznać.
– Joeya. to mój przyjaciel z Chicago. Myślę, że znaleźlibyście wspólny język.
– Przyjechaliście razem?
– Tak – potwierdziła Ashley. – Zatrzymał się u mnie.
Dave udał, że go to nie obeszło. Więc jednak ten chłopak jest jej bliski, skoro zaprosiła go do siebie. Zastanawiał się jak był jej bliski. Oczyma wyobraźni widział ich razem splecionych w namiętnym uścisku. Szybko odegnał niechciane myśli.
– Jeszcze na pewno będzie okazja – rzekł chcąc jak najszybciej skończyć ten temat. – Ścigamy się do tamtego drzewa? – spytał wskazując na akację znajdującą się przy ścieżce.
– OK. – Dziewczyna przyjęła propozycję.
Na znak chłopaka wystartowali. Na moment Dave był na prowadzeniu, ale po paru sekundach dziewczyna prześcignęła go i utrzymywała się w tej pozycji. Obejrzała się przez ramię na Dave’a i biegła dalej.
– Szybciej. Co się tak wleczesz? – Roześmiała się radośnie.
Chłopak zauważył leżącą na ścieżce gałąź, ale Ashley jej nie widziała, bo była odwrócona.
– Ashley, uważaj! – krzyknął, ale było już za późno.
Dziewczyna runęła jak długa na ziemię. Na szczęście upadła na trawę. Dave podbiegł do niej i nachylił się.
– Nic ci się nie stało?
– Nie – odparła rozcierając obolałe kolano. – Rozcięłam sobie tylko skórę a tak poza tym w porządku.
Podniosła głowę i spojrzała w jego szare oczy. On także umilkł. Dopiero teraz zauważył, że jej oczy są szmaragdowo – zielone. Nigdy wcześniej nie spotkał żadnej dziewczyny z tak pięknymi oczami. Zdał sobie sprawę, że przyjaciółka coraz bardziej mu się podoba. Jak mogłem wcześniej nie zauważyć jaka jest piękna, pomyślał. Jestem idiotą!
Ich twarze znajdowały się tak blisko siebie, że wystarczyłoby, aby Dave nachylił się aby ich usta się spotkały. W tej chwili nic więcej się nie liczyło. Pragnął tylko jednego: pocałować Ashley.