Ashley widziała
jak Dave na nią patrzył, jak żaden inny chłopak. Czuła jak
zasycha jej w gardle, a serce wali jakby miało zaraz wyskoczyć z
piersi. Marzyła o chwili, kiedy on spojrzy na nią nie jak na
koleżankę, ale jak na kobietę. I ta chwili nastała. Przynajmniej
tak jej się wydawało.
Chłopak wciąż
milczał patrząc na nią roziskrzonymi, szarymi oczami. Wyglądała
tak słodko i niewinnie, że chyba żaden facet nie mógłby oprzeć
się pokusie jej pocałowania. Ale on nie chciał być jak inni. Nie
powinien wykorzystywać okazji. Nie chciał jej przestraszyć,
dlatego w ostatniej chwili się wycofał, chociaż wymagało to od
niego nie lada wysiłku. Chciał poczuć smak jej ust.
Spojrzał na jej
rozbite kolano. Upadając rozdarła sobie spodnie, dlatego widać
było fragmenty jej ciała.
– Boli cię? –
zapytał z troską.
– Nie aż tak
bardzo – odrzekła Ashley uśmiechając się lekko.
– Pozwól, że
obejrzę.
Zanim dziewczyna
zdążyła zaprotestować Dave delikatnie podciągnął nogawkę jej
spodni aż do kolana. Czując delikatny dotyk jego palców na swojej
skórze, przez jej ciało przebiegły dreszcze towarzysząc motylom w
brzuchu. Wiedziała, że to jego obecność i muśniecie jego palców
wyzwoliły w niej takie emocje. Nigdy wcześniej, przy żadnym
mężczyźnie, nie czuła tego co teraz.
W Chicago
spotykała się z kilkoma chłopakami. Nie było to nic poważnego,
tylko przelotne znajomości. Mimo że miała już ponad dwadzieścia
lat nigdy nie pozwoliła żadnemu z nich bardziej się do siebie
zbliżyć. Nie kochała ich, a ona wyznawała zasadę, że może
całkowicie oddać się temu jedynemu, którego prawdziwie kocha. A
prawdziwie kochała i kocha tylko jednego mężczyznę: Dave’a. To
na niego czekała i będzie dalej czekać aż on poczuje do niej to
samo co ona do niego. Głęboko wierzyła, że nastanie taki dzień.
– To nic
poważnego. – Z zamyśleń wyrwał ją głos chłopaka. – Miałaś
rację. Wystarczy tylko opatrunek. Boli cię jeszcze?
– Tylko trochę
szczypie – odparła zgodnie z prawdą. – Da się wytrzymać.
– Może jednak
trochę podmucham, to przestanie szczypać – zaproponował lekko
się uśmiechając. Ashley znała ten błysk w oku. Był
niebezpieczny. – Pamiętasz jak w dzieciństwie często tak
robiłem, gdy się uderzyłaś? Więc jak?
O nie, wymknęło
się w myślach Ashley. Jeżeli on to zrobi zupełnie stracę głowę.
A nie chcę, żeby na razie wiedział jak na mnie działa.
Dave nie czekając
na odpowiedź przyjaciółki podmuchał kolano w miejscu rany, a
potem złożył delikatny pocałunek. Wtedy dziewczyna zrobiła coś
niespodziewanego: wstała. Chłopak był zaskoczony jej reakcją.
Nigdy wcześniej tak nie reagowała na jego dotyk, a teraz odskoczyła
jak oparzona. Czyżby zrobił coś nie tak? A może… Podnosząc się
spojrzał na nią. Oblizała dolną wargę, a oczy miała spuszczone.
Dobrze ją znał. Zawsze tak robiła, gdy była speszona, albo
zdenerwowana. Uśmiechnął się w duchu. Już się domyślił, czego
tak zareagowała. Bała się. Jego dotyku, obecności. Onieśmielał
ją. A to znaczyło, że… nie traktowała go jak przyjaciela, ale
kogoś więcej. Nie był pewny, czy to co do niej czuje to miłość,
bo tak naprawdę nigdy nie był zakochany. Nie spotkał jeszcze
właściwej osoby, do której zapałałby takim pięknym uczuciem.
Wszystkie dotychczasowe dziewczyny przyrównywał do Ashley. Szukał
jej w każdej napotkanej kobiecie, ale to się nie udało. Teraz już
nie musiał tracić czasu na bezsensowne poszukiwania, bo ona była
tutaj razem z nim. Zdał sobie sprawę, że tylko w takiej
dziewczynie jak Ashley mógłby się zakochać i stworzyć trwały
związek. Zastanowił się skąd nachodzą go takie myśli. Chyba się
starzeję!, pomyślał. Zawsze uważał, że ma jeszcze czas na stałe
związki i teraz powinien się bawić. Jednak z powrotem Ashley
wszystko się zmieniło. On był z tej zmiany zadowolony. Dopiero
teraz jego życie nabierze sensu.
– Coś się
stało? – zapytał przypatrując się dziewczynie. – Zrobiłem
coś nie tak?
– Nie. –
Gwałtownie zaprzeczyła i spojrzała mu prosto w oczy. I to był
błąd. Napotkała jego spojrzenie, pod wpływem którego stopniała
jak wosk. Wzięła się jednak w garść. – Muszę iść. Mam dużo
spraw do załatwienia. – To było kłamstwo, bo niby co mogłaby
załatwiać w sobotę? Wszystkie urzędy były pozamykane.
– Odprowadzę
cię – oznajmił i dorównał jej kroku.
Przez całą
drogę Dave rozśmieszał ją opowiadając różne anegdotki z ich
dzieciństwa, starając się aby zapomniała o krępującej sytuacji
jaka miała miejsce przed chwilą. Zrozumiał, że się wygłupił
całując ją w kolano, ale nie mógł się oprzeć. Kiedyś, zanim
wyjechała, często tak robił, kiedy się w coś uderzyła i nigdy
nie reagowała w taki sposób jak dzisiaj. Nie bała się jego
dotyku, ale wtedy byli dziećmi, a dzisiaj są już dorosłymi
ludźmi. Niektóre niewinne gesty mogą ją peszyć, tak jak ten.
Uśmiechnął się do siebie rozmyślając o tym. Uzmysłowił sobie,
że mógł stać się dla Ashley kimś więcej niż tylko
przyjacielem z dzieciństwa. Jeżeli jego przypuszczenia okażą się
prawdą, to ten cały Joey może nie jest dla niej tak bliski, jak
myślał. A jeżeli jest, to on zrobi wszystko aby poszedł w
odstawkę. Do tej pory zazwyczaj nie odbijał nikomu dziewczyny, ale
tutaj chodziło o Ashley, dziewczynę, która go rozumiała jak nikt
inny i przy której był po prostu sobą. Tylko z takim kimś mógł
stworzyć trwały i szczęśliwy związek.
Przypomniał
sobie aluzje swojej matki, że stanowili by piękną parę. To było
dobre parę lat temu, on był szczeniakiem i miał pstro w głowie.
Byłem kretynem, pomyślał. Nie zauważał przyjaciółki i
traktował ją jak siostrę. Gdyby wtedy inaczej na nią spojrzał
może nie wyjechałaby do innego miasta po śmierci rodziców.
Mogłaby wtedy zamieszkać u nich. Stracił ją na pięć długich
lat. Teraz nie dopuści do tego.
Zależało mu na
niej jak na żadnej innej dziewczynie. Do tej pory tracił czas
spotykając się z innymi. Dobrze się bawił, nic więcej. Starał
się przy tym żadnej nie zranić, ale nie zawsze mu to wychodziło.
Obecnie nie był w żadnym związku i bardzo się z tego cieszył.
Mógł bez przeszkód cały swój czas poświęcić Ashley. Tylko ona
teraz się liczyła, nikt więcej. Zrobi wszystko, żeby byli razem.
Ale czy nie ucierpi na tym nasza przyjaźń, przemknęło mu przez
myśl. Znał wiele osób, które najpierw byli przyjaciółmi, a
potem parą. Często takie związki rozpadały się po paru
tygodniach i po nich nie zostawała nawet przyjaźń. Z nami tak nie
będzie, stwierdził w duchu. Uczynię wszystko, żeby nam się
udało.
– Pamiętasz
panią Brown? – Z zamyślenia wyrwało go pytanie Ashley.
– Kogo?
– Panią Brown?
– powtórzyła dziewczyna i przystanęła opierając ręce o
biodra. Spojrzała na niego. – Czy ty mnie słuchasz?
– Przepraszam,
zamyśliłem się – odparł.
– A może
zakochałeś? – Ashley żałowała, że nie ugryzła się w język.
Nie chciała słuchać o jego dziewczynie, jeżeli ją miał. Ale
było już na późno.
Czy się
zakochałem, pomyślał przez chwilę Dave. Nie, jeszcze nie. Jeszcze
na to za wcześnie, sam sobie odpowiedział na pytanie. Zastanowił
się chwilę nad swoimi uczuciami do Ashley. Bardzo mu się podobała,
zależało mu na niej, bez przerwy o niej myślał, ale to chyba za
mało, żeby mówić o miłości. Był nią oczarowany. Gdyby się w
niej zakochał, na pewno nie zastanawiałby się nad tym.
– Nie. Nie
spotkałem jeszcze odpowiedniej osoby – powiedział spoglądając w
oczy Ashley. Speszona dziewczyna spuściła wzrok. – Co z tą
Brown?
– Pamiętasz
jaka była wściekła, gdy niechcący wybiliśmy jej okno w piwnicy?
– Dla
uściślenia: to ty je wybiłaś – stwierdził Dave przypominając
sobie sytuację z dzieciństwa, o której wspomniała dziewczyna.
– Bo ty nie
złapałeś piłki.
– Uciekaliśmy,
gdzie pieprz rośnie, gdy wybiegła z domu z parasolem krzycząc „
Łobuzy jedne. Już wy mnie popamiętacie”.
– Mieliśmy
szlaban przez miesiąc gdy rodzice się o tym dowiedzieli.
Oboje się
roześmieli wspominając przygodę z dzieciństwa. Droga z parku
zleciała im tak szybko, że nawet nie zauważyli, kiedy znaleźli
się pod domem dziewczyny.
– Dziękuję,
za miły ranek – odrzekła Ashley, gdy zatrzymali się przed
drzwiami do jej domu.
– To ja
dziękuję. Może to kiedyś powtórzymy? – zaproponował Dave.
- Koniecznie. –
Dziewczyna przystała na propozycję. – Tym razem zostawię cię
daleko w tyle, o ile nie będzie po drodze żadnych przeszkód. To
był wypadek przy pracy.
– To wyzwanie?
– Jak
najbardziej. Podejmujesz je, czy boisz się ze mną przegrać?
– Jesteś
bardzo pewna siebie. Może to ja wygram?
– Przekonamy
się. – Roześmiała się serdecznie.
Przez chwilę
stali w milczeniu patrząc sobie w oczy. Dave znowu miał ochotę
pocałować Ashley, tylko że teraz nie chciał zwalczać pokusy. Nie
ważne czy się przestraszy i ucieknie. Musiał to zrobić, to było
silniejsze od niego. Zbliżył się do niej i dotknął jej policzka.
Dziewczyna nie cofnęła jego ręki. Już się nie bała jego
bliskości, tylko chciała ją poczuć. Przymknęła powieki,
czekając aż ich usta się spotkają.
W tej chwili ktoś
otworzył drzwi wejściowe. Oboje odskoczyli od siebie jak oparzeni.
Niech to diabli!, pomyślał Dave stając oko w oko z chłopakiem,
który wyszedł z domu Ashley. To musi być Joey, stwierdził w
duchu.
– Cześć
złotko. – Joey przytulił do siebie zaskoczoną Ashley i pocałował
ją w policzek. – Gdzie się podziewałaś? Martwiłem się o
ciebie.
Dziewczyna
spojrzała na niego jak na wariata. Przecież doskonale wiedział
gdzie była, więc po co pytał. I po co ten nagły przypływ uczuć
i to przy Dave’ie? Kompletnie nie rozumiała jego zachowania.
– Biegałam –
odparła.
Joey puścił
Ashley i spojrzał na towarzyszącego jej nieznajomego chłopaka,
który patrzył na niego jakby miał zamiar zabić go wzrokiem.
– Ty musisz
być Dave – rzekł uśmiechając się lekko. – Ashley dużo mi o
tobie opowiadała.
– Tak. A ty
jesteś…
– Joey. –
Podał Dave’owi dłoń. Chłopak z ociąganiem ją uścisnął. Nie
chciał zrobić przykrości Ashley. – Miło cię poznać.
– Mi ciebie
również.
Tak naprawdę
wcale nie było mu miło poznawać tego faceta. Wolałby raczej
odciągnąć go od Ashley i przywalić mu. Nie mógł patrzeć jak on
ją przytula. Był o nią zazdrosny, cholernie zazdrosny. Aż ręka
go świerzbiła, żeby zrobić to o czym myślał. Ale nie mógł.
Ashley by mu nie wybaczyła, gdyby bez powodu uderzył jej chłopaka.
– Może
wstąpisz na kawę? – zaproponował Joey otwierając szerzej drzwi
wejściowe.
– Może kiedy
indziej. Muszę lecieć – odrzekł Dave i szybko się zmył.
Ashley patrzyła
za odchodzącym chłopakiem a potem spojrzała na Joeya. Było widać,
że jest zła.
– Dlaczego to
zrobiłeś?
– Ale co? –
Joey zrobił imię niewiniątka.
– Doskonale
wiesz co! Po co ta cała szopka? Dave na pewno pomyślał, że
jesteśmy parą.
– I dobrze. O
to chodziło. – Na ustach Joeya wykwitł szeroki uśmiech. –
Trochę zazdrości jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
– Nie
rozumiem.
– Nie widziałaś
jego wzroku?! Patrzył na mnie jakby chciał rozkwasić mi gębę.
Był o ciebie zazdrosny.
– Głupoty
gadasz – rzekła i weszła do domu, a chłopak za nią.
– Nie widzisz,
że jest w ciebie wpatrzony jak w obrazek? Ja to zauważyłem w tak
krótkim czasie. Nawet się nie obejrzysz, a będziecie razem.
Jeszcze mi podziękujesz za to małe przedstawienie – stwierdził
Joey.