George Marshall
mało co nie zakrztusił się drinkiem, kiedy usłyszał co wymyśliła
jego ukochana żona Katherine. Spojrzał powoli na nią. Byli
małżeństwem prawie dwadzieścia pięć lat, ale nadal potrafiła
go zadziwić. Teraz przeszła samą siebie. Sam nie wiedział co o
tym wszystkim myśleć. Zawsze miała niewiarygodne pomysły, to nie
zmieniło się z biegiem lat, ale to co teraz wymyśliła biło
wszystko na głowę. Odstawił szklankę z alkoholem na stolik, aby
przypadkiem nie zalać sobie drogiego garnituru, którego jeszcze nie
zdążył ściągnąć kiedy wrócił z pracy.
– Chyba
oszalałaś – stwierdził wstając i podchodząc do kominka. Jedną
ręką się o niego oparł.
– Jestem
całkowicie zdrowa na umyśle. – Roześmiała się. – Nie
uważasz, że to świetny pomysł?
– Nie –
zaprzeczył George. – Dlaczego tak nagle chcesz zorganizować mi
huczne urodziny? Do tej pory nie było to potrzebne.
– Ale teraz
kończysz pięćdziesiąt lat. Trzeba to uczcić i to z pompą.
– Nie musisz mi
przypominać ile mam lat. Doskonale o tym wiem. Wystarczy, że
spojrzę w lustro.
Przegarnął
ręką swoje czarne włosy gdzieniegdzie poprzetykane siwymi nićmi.
– Kochanie,
jesteś jeszcze w sile wieku. Niejednej kobiecie mógłbyś zawrócić
w głowie – powiedziała Katherine.
– Jedyna
kobieta, której chciałbym zawrócić stoi przede mną.
To powiedziawszy
podszedł do niej bliżej i dotknął jej ramienia. Pocałował ją w
policzek, na co żona zareagowała radosnym śmiechem.
– Ta kobieta
już dawno szaleje na twoim punkcie i jeszcze jej nie przeszło. Od
lat trwa w tym stanie. – Usiadła wygodnie na kanapie, a mąż
dołączył do niej. Wróciła do rozmowy na temat urodzin. – Nie
rozumiem, dlaczego uważasz, że to zły pomysł. Tylko raz w życiu
się kończy pięćdziesiątkę. To koniec pewnego etapu w życiu.
– Tak –
ironizował George. – Nadszedł czas starości.
Katherine dała
mu kuksańca w bok, aż lekko się skrzywił.
– Nie wolno ci
tak nawet żartować. Jeszcze wiele lat przed nami. Czekają nas
jeszcze piękne chwile. A wracając do urodzin to moglibyśmy
zaprosić znajomych z palestry i z rodziny.
– Dlaczego tak
ci na tym zależy? – zapytał George podejrzliwie wpatrując się w
swoją żonę. – Co ty kombinujesz?
– Nic, a nic. –
Katherine zrobiła swój niewinny uśmieszek, który sprawiał, że
mąż zawsze jej ulegał. To się nie zmieniło od lat. – I tak
zorganizuję to przyjęcie urodzinowe. Jeszcze mi za to podziękujesz.
Nawet zaprosiłam już Ashley.
– Zaprosiłaś
już kogoś nawet nie wiedząc, czy mam ochotę na przyjecie?
Przecież mogłem... – Nagle umilkł jak walnięty obuchem. Dopiero
teraz dotarło do niego ostatnie zdanie żony. Wybałuszył oczy. –
Ashley? Jaką Ashley? Chyba nie...
– Tak –
potwierdziła przypuszczenie George'a. – Naszą Ashley. –
Katherine zawsze tak nazywała przyjaciółkę syna.
– Wątpię, czy
będzie chciała przyjechać z Chicago. Wytłumacz mi jedną rzecz:
jak zdobyłaś jej nowy adres i telefon, skoro od tylu lat nie
mieliśmy z nią kontaktu i nie wiedzieliśmy gdzie dokładnie się
przeprowadziła.
– Nie musiałam
nic zdobywać. Ashley jest w Phoenix. Spotkałam ją na cmentarzu.
Wróciła na stałe.
Teraz George
wszystko doskonale rozumiał. Te całe przyjęcie urodzinowe to był
podstęp, żeby zwabić dziewczynę do ich domu. Katherine chciała,
żeby ona i Dave się spotkali. Żona już przed laty robiła uwagi,
że pasowaliby do siebie i stanowiliby ładną parę. Syn uważał to
za żarty, ale Katherine wcale nie żartowała i wierzyła, że
marzenia mogą stać się rzeczywistością. Może rzeczywiście to
by miało miejsce?! Ashley i Dave doskonale się rozumieli, nie mieli
przed sobą żadnych tajemnic, zwierzali się sobie. Łączyła ich
prawdziwa przyjaźń, co rzadko się zdarza między chłopakiem i
dziewczyną. Ta przyjaźń mogłaby zamienić się w coś głębszego,
gdyby Ashley nie wyjechała po śmierci rodziców do Chicago. Od
tamtej pory już nie było w życiu Dave'a takiej przyjaciółki.
Miał dziewczyny, koleżanki, ale żadna z nich nie była dla niego
tak ważna jak Ashley. Już nigdy żadna nie będzie dla niego taką
przyjaciółką. Taka przyjaźń zdarza się tylko raz w życiu.
Przerwał swoje
rozmyślania, by spojrzeć żonie prosto w oczy.
– Teraz
rozumiem, czemu tak nalegasz na to przyjęcie. Chcesz, żeby Dave i
Ashley się spotkali?
– A co w tym
złego? – Katherine nie kryła się z tym, że to jedyny powód
tego całego przyjęcia. Chciała, żeby jej syn spotkał dawną
przyjaciółkę. Może to było naiwne, ale wierzyła, że lata,
które minęły nie zniszczyły ich przyjaźni. Kiedy tylko się
spotkają będzie jak dawniej. A co z tym chłopakiem, który jej
towarzyszył? Może to jednak nikt ważny. Przekona się o tym na
przyjęciu. – Są przyjaciółmi.
– Byli
przyjaciółmi. – George głośniej wypowiedział słowo „byli”
chcąc przekonać żonę, że to co było należy do przeszłości. –
Na Boga, kobieto! Przestań urządzać życie naszemu synowi, a do
tego zmierzasz. Minęło tyle lat odkąd Ashley wyjechała z Phoenix.
Zmieniła się, nasz syn także się zmienił. Skąd wiesz, że będą
mieli jeszcze ze sobą o czym rozmawiać? Mają już nowych
przyjaciół, nowe plany na przyszłość. Może Ashley się zmieniła
i już nie przypomina tej uroczej, pulchnej piętnastolatki co
kiedyś?
– To na pewno –
potwierdziła Katherine. Uśmiechając się przypomniała sobie
dziewczynę, spotkaną tego dnia na cmentarzu. – Już nie jest
„pączuszkiem” jak ją nazywał nasz syn. Wyszczuplała,
wypiękniała. Mało jej nie poznałam. Ale w środku jest taka sama
jak kiedyś. To nadal ta sama dziewczyna, którą pokochaliśmy jak
własną córkę i którą widzieliśmy w przyszłości jako żonę
naszego syna.
George tylko
pokręcił głową na ostatnie słowa żony. Nadal bawiła się w
swatkę.
– Mnie w to nie
mieszaj. To ty sobie coś uroiłaś i ich swatałaś. Nic się w tej
kwestii nie zmieniło.
– Bo oni są
sobie przeznaczeni. Czy ty tego nie widzisz?
– A ty znowu
swoje! Rób co chcesz. – Zrezygnowany wstał z kanapy i udał się
w kierunku krętych schodów. – Idę się przebrać.
Po chwili zniknął
na górze. Katherine uśmiechnęła się do swoich myśli. Wiedziała,
że robi dobrze. Ashley i Dave muszą się spotkać, a dobrym
miejscem i czasem będzie przyjęcie urodzinowe. Teraz była więcej
niż pewna, że postępuje właściwie biorąc się za organizację
tej imprezy. Upiecze dwie pieczenie przy jednym ogniu. Doprowadzi do
spotkania Dave'a ze swoją przyjaciółką i pomoże jej w zdobyciu
stażu dzięki znajomym męża z branży.
Pomyślała o
synu. Była pewna, że kiedyś jej podziękuje za ten mały podstęp.
Dzięki temu spotkają się po wielu latach rozłąki. Oni są sobie
przeznaczeni, po raz kolejny stwierdziła w myślach, a przeznaczeniu
trzeba czasem pomóc.
Ashley nie mogła
uwierzyć że znowu tu jest, w swoim domu rodzinnym. To z tym
miejscem wiązało się tyle wspomnień, przede wszystkim dobrych.
Miała wyjątkowo szczęśliwe dzieciństwo. Mimo że była
jedynaczką nie czuła się z tego powodu źle. Rodzice nie dali jej
tego odczuć. Kochali ją nade wszystko i to dzięki im miała takie
miłe wspomnienia z lat dziecięcych. No, może nie tylko dzięki im.
Miała przecież swoje przyjaciółki i... Dave'a.
Znowu o nim
pomyślała. Zastanawiała się jaki teraz jest, jak wygląda. Czy
wciąż potrafi się tak zniewalająco uśmiechać? Przed laty jego
uśmiech sprawiał, że jej serce biło w niesamowitym tempie. Czy
jeśli się spotkają jej serce zachowa się w taki sposób? Nie
wiedziała tego, ale już wkrótce się przekona. Wiedziała, że
Dave na pewno będzie obecny na tym przyjęciu. Przecież syn nie
zrobiłby takiej przykrości ojcu, żeby się wykręcić od imprezy,
nawet gdyby nie miał na to najmniejszej ochoty. Dave taki nie był.
A nawet jeśli się zmienił, to była pewna że nie zmieniłby się
w taki sposób, żeby zignorować urodziny ojca.
Usiadła w
bujanym fotelu stojącym niedaleko kominka. To było ulubione miejsce
jej matki. Pamiętała czasy, kiedy będąc małą dziewczynką
często wdrapywała się jej na kolana. Słuchała wtedy opowieści o
dzielnych królewiczach na białych koniach ratujących z opresji swe
księżniczki. Uśmiechnęła się na tę myśl.
Już wtedy
myślała o wielkiej miłości, takiej jak w baśniach opowiadanych
przez jej mamę i myślała, że dane będzie jej ją przeżyć,
kiedy kilka lat później będąc już nastolatką zorientowała się,
że to co do tej pory czuła do Dave'a zmieniło się w miłość.
Niestety rozczarowała się. Jej marzenie nigdy się nie spełniło.
Już wtedy przyjaciel miał ogromne powodzenie u dziewczyn, które
zawsze się koło niego kręciły. Ashley uważała, że taka
niepozorna dziewczyna jak ona nawet nie mogła liczyć na wzajemność
z jego strony. Jak mogła konkurować ze szczupłymi i pięknymi
dziewczynami, gdy ona była pulchna i raczej przeciętna, na dodatku
w okularach. Jaki chłopak chciałby mieć taką dziewczynę? Mimo iż
wiedziała, że jest dla niego ważna nigdy nie zdecydowała się mu
wyznać prawdy, bo była pewna, że on nic do niej nie czuje poza
przyjaźnią. Gdyby tak było to on by zrobił pierwszy krok i wyznał
jej swoje uczucia. Dave zawsze należał do odważnych i niczego się
nie bał.
Nie chcąc więcej
o nim myśleć wstała z fotela i podeszła do okna, z którego
rozciągał się widok na zaniedbany trawnik. Jeszcze będzie musiała
dużo zrobić, aby dom przypominał ten przed laty, zanim wyjechała.
Przez ten czas zaglądała tu Emily. Ciocia Amelia jej za to płaciła,
przelewając odpowiednią kwotę na konto. Ale Emily miała już
swoje lata, miała rodzinę ,pojawiły się już nawet wnuki i nie
była już w pełni sił tak jak kiedyś. Jednak Ashley nie mogła
jej powiedzieć, że nie potrzebuje jej pomocy, bo mogłaby ją
urazić. Zrobi wszystko, żeby ją odciążyć. Miała dwie zdrowe
ręce i mogła sama zaangażować się w prace w domu jak i wokół
niego. Tak, zajmie się tym zanim uda jej się dostać na staż w
kancelarii adwokackiej.
W ten sposób
szybko zapomni o tym co ją spotkało w Chicago. Tutaj odzyska
upragniony spokój.
Stojąc pod
drzewem obserwował wejście do klatki schodowej. Trochę zajęło mu
czasu, zanim odnalazł adres Amelii Black, ciotki Ashley. Była
jedyną krewną dziewczyny, więc musiała wiedzieć, gdzie się
podziewa jej siostrzenica. Zniknęła nagle. Nie spodziewał się, że
już jej nigdy jej nie ujrzy. Już parę dni próbował ją odnaleźć.
Bezskutecznie. Wyjechała razem z tym fagasem, z którym mieszkała.
Już popytał wszystkich. Nikt nie wiedział gdzie się udali. A on
musiał to wiedzieć.
Gdy zobaczył
nadjeżdżające czerwone volvo parkujące przed blokiem, wyrzucił
na trawę papierosa, którego palił. Przydepnął butem i podszedł
do kobiety wysiadającej z samochodu.
– Amelia Black?
– zapytał z grzeczności, chociaż doskonale wiedział kim ona
jest. Wcześniej wszystko dokładnie sprawdził.
– Tak. –
Kobieta o krótkich czarnych włosach spojrzała na młodego
mężczyznę, który ją zaczepił. Wyglądał sympatycznie. – Mogę
w czymś pomóc?
– Raczej tak –
odrzekł. Musiał spokojnie rozmawiać z tą kobietą, w przeciwnym
wypadku nigdy się nie dowie, gdzie jest Ashley. – Chodzi o pani
siostrzenicę. Próbuję się z nią skontaktować.
– Ashley
wyjechała z Chicago – odparła Amelia uważnie na niego patrząc.
Intuicja jej
podpowiedziała, że coś jest nie tak z tym człowiekiem. Teraz
mężczyzna już nie wydał jej się taki sympatyczny jak na
początku. Spojrzała na niego podejrzliwie. Próbowała coś
wyczytać z jego twarzy. Było coś w niej nieszczerego.
– Tak, wiem.
Jestem jej kolegą z kancelarii, w której miała staż. Ashley nagle
wyjechała zostawiając bałagan w dokumentach. Nie możemy znaleźć
bardzo ważnego aneksu do jednej z umów. Możemy mieć poważne
problemy jeśli ten papier się nie odnajdzie. Ashley powinna na
jeden dzień przyjechać i uporządkować to wszystko. To co? Poda mi
pani jej adres?
Amelia nie
musiała być psychologiem, żeby się zorientować, że mężczyzna
kłamie. Jej siostrzenica nigdy nie była bałaganiarą i zawsze
wszystkiego pilnowała, a w szczególności ważnych dokumentów.
Ashley bardzo poważnie traktowała swoje zadania w kancelarii, więc
gdyby było coś nie tak, już dawno by ją wyrzucili. Coś tu
śmierdziało na kilometr.
– Kim pan tak
naprawdę jest? Czego pan chce od Ashley?
– Przecież
mówiłem...
– Takie bajki
może pan opowiadać panience poznanej w barze, ale ja nie jestem
taka naiwna. Jestem pewna, że Ashley nic nie zaniedbała, jak pan
sugeruje. Wymyślił pan to, żebym podała jej adres. Nic z tego.
Ona na pewno by sobie tego nie życzyła. A poza tym ja naprawdę nie
wiem gdzie jest.
Amelia skłamała.
Doskonale wiedziała, gdzie jest siostrzenica. Zadzwoniła do niej z
Phoenix i powiedziała, że wróciła tam na stałe. Nie chciała
powiedzieć co się stało, ale poprosiła, żeby nikomu nie mówiła
o miejscu jej pobytu. Z tonu jej głosu wywnioskowała, że czegoś
się boi. Nawet się z nią nie pożegnała przed wyjazdem, więc
Amelia podejrzewała, że to było coś poważnego. Może nawet
wiązało się z tym mężczyzną, który teraz próbował na niej
wymusić miejsce pobytu Ashley. Kobieta miała jakieś przeczycie, że
tak mogło być.
– Teraz to ty
kłamiesz, babo! – Mężczyzna przestał być miły i chwycił ją
za nadgarstek. – Mów natychmiast gdzie jest Ashley!
– Puszczaj, bo
będę krzyczeć. – Wyrwała się i spojrzała na niego morderczym
wzrokiem. – Nigdy się nie dowiesz gdzie ona jest! – To
powiedziawszy zabrała zakupy i udała się do swojego mieszkania.
Wściekły
mężczyzna wyjął z kieszeni marynarki papierosa i mocno się
zaciągnął.
Nie znasz mnie
jeśli myślisz, że nigdy jej nie odnajdę. Mylisz się! Odnajdę
Ashley prędzej czy później. Nie spocznę dopóki nie dowiem się,
gdzie ona jest!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz