czwartek, 3 września 2015

Ukryte marzenie - rozdział 4

George Marshall mało co nie zakrztusił się drinkiem, kiedy usłyszał co wymyśliła jego ukochana żona Katherine. Spojrzał powoli na nią. Byli małżeństwem prawie dwadzieścia pięć lat, ale nadal potrafiła go zadziwić. Teraz przeszła samą siebie. Sam nie wiedział co o tym wszystkim myśleć. Zawsze miała niewiarygodne pomysły, to nie zmieniło się z biegiem lat, ale to co teraz wymyśliła biło wszystko na głowę. Odstawił szklankę z alkoholem na stolik, aby przypadkiem nie zalać sobie drogiego garnituru, którego jeszcze nie zdążył ściągnąć kiedy wrócił z pracy.
Chyba oszalałaś – stwierdził wstając i podchodząc do kominka. Jedną ręką się o niego oparł.
Jestem całkowicie zdrowa na umyśle. – Roześmiała się. – Nie uważasz, że to świetny pomysł?
Nie – zaprzeczył George. – Dlaczego tak nagle chcesz zorganizować mi huczne urodziny? Do tej pory nie było to potrzebne.
Ale teraz kończysz pięćdziesiąt lat. Trzeba to uczcić i to z pompą.
Nie musisz mi przypominać ile mam lat. Doskonale o tym wiem. Wystarczy, że spojrzę w lustro.
Przegarnął ręką swoje czarne włosy gdzieniegdzie poprzetykane siwymi nićmi.
Kochanie, jesteś jeszcze w sile wieku. Niejednej kobiecie mógłbyś zawrócić w głowie – powiedziała Katherine.
Jedyna kobieta, której chciałbym zawrócić stoi przede mną.
To powiedziawszy podszedł do niej bliżej i dotknął jej ramienia. Pocałował ją w policzek, na co żona zareagowała radosnym śmiechem.
Ta kobieta już dawno szaleje na twoim punkcie i jeszcze jej nie przeszło. Od lat trwa w tym stanie. – Usiadła wygodnie na kanapie, a mąż dołączył do niej. Wróciła do rozmowy na temat urodzin. – Nie rozumiem, dlaczego uważasz, że to zły pomysł. Tylko raz w życiu się kończy pięćdziesiątkę. To koniec pewnego etapu w życiu.
Tak – ironizował George. – Nadszedł czas starości.
Katherine dała mu kuksańca w bok, aż lekko się skrzywił.
Nie wolno ci tak nawet żartować. Jeszcze wiele lat przed nami. Czekają nas jeszcze piękne chwile. A wracając do urodzin to moglibyśmy zaprosić znajomych z palestry i z rodziny.
Dlaczego tak ci na tym zależy? – zapytał George podejrzliwie wpatrując się w swoją żonę. – Co ty kombinujesz?
Nic, a nic. – Katherine zrobiła swój niewinny uśmieszek, który sprawiał, że mąż zawsze jej ulegał. To się nie zmieniło od lat. – I tak zorganizuję to przyjęcie urodzinowe. Jeszcze mi za to podziękujesz. Nawet zaprosiłam już Ashley.
Zaprosiłaś już kogoś nawet nie wiedząc, czy mam ochotę na przyjecie? Przecież mogłem... – Nagle umilkł jak walnięty obuchem. Dopiero teraz dotarło do niego ostatnie zdanie żony. Wybałuszył oczy. – Ashley? Jaką Ashley? Chyba nie...
Tak – potwierdziła przypuszczenie George'a. – Naszą Ashley. – Katherine zawsze tak nazywała przyjaciółkę syna.
Wątpię, czy będzie chciała przyjechać z Chicago. Wytłumacz mi jedną rzecz: jak zdobyłaś jej nowy adres i telefon, skoro od tylu lat nie mieliśmy z nią kontaktu i nie wiedzieliśmy gdzie dokładnie się przeprowadziła.
Nie musiałam nic zdobywać. Ashley jest w Phoenix. Spotkałam ją na cmentarzu. Wróciła na stałe.
Teraz George wszystko doskonale rozumiał. Te całe przyjęcie urodzinowe to był podstęp, żeby zwabić dziewczynę do ich domu. Katherine chciała, żeby ona i Dave się spotkali. Żona już przed laty robiła uwagi, że pasowaliby do siebie i stanowiliby ładną parę. Syn uważał to za żarty, ale Katherine wcale nie żartowała i wierzyła, że marzenia mogą stać się rzeczywistością. Może rzeczywiście to by miało miejsce?! Ashley i Dave doskonale się rozumieli, nie mieli przed sobą żadnych tajemnic, zwierzali się sobie. Łączyła ich prawdziwa przyjaźń, co rzadko się zdarza między chłopakiem i dziewczyną. Ta przyjaźń mogłaby zamienić się w coś głębszego, gdyby Ashley nie wyjechała po śmierci rodziców do Chicago. Od tamtej pory już nie było w życiu Dave'a takiej przyjaciółki. Miał dziewczyny, koleżanki, ale żadna z nich nie była dla niego tak ważna jak Ashley. Już nigdy żadna nie będzie dla niego taką przyjaciółką. Taka przyjaźń zdarza się tylko raz w życiu.
Przerwał swoje rozmyślania, by spojrzeć żonie prosto w oczy.
Teraz rozumiem, czemu tak nalegasz na to przyjęcie. Chcesz, żeby Dave i Ashley się spotkali?
A co w tym złego? – Katherine nie kryła się z tym, że to jedyny powód tego całego przyjęcia. Chciała, żeby jej syn spotkał dawną przyjaciółkę. Może to było naiwne, ale wierzyła, że lata, które minęły nie zniszczyły ich przyjaźni. Kiedy tylko się spotkają będzie jak dawniej. A co z tym chłopakiem, który jej towarzyszył? Może to jednak nikt ważny. Przekona się o tym na przyjęciu. – Są przyjaciółmi.
Byli przyjaciółmi. – George głośniej wypowiedział słowo „byli” chcąc przekonać żonę, że to co było należy do przeszłości. – Na Boga, kobieto! Przestań urządzać życie naszemu synowi, a do tego zmierzasz. Minęło tyle lat odkąd Ashley wyjechała z Phoenix. Zmieniła się, nasz syn także się zmienił. Skąd wiesz, że będą mieli jeszcze ze sobą o czym rozmawiać? Mają już nowych przyjaciół, nowe plany na przyszłość. Może Ashley się zmieniła i już nie przypomina tej uroczej, pulchnej piętnastolatki co kiedyś?
To na pewno – potwierdziła Katherine. Uśmiechając się przypomniała sobie dziewczynę, spotkaną tego dnia na cmentarzu. – Już nie jest „pączuszkiem” jak ją nazywał nasz syn. Wyszczuplała, wypiękniała. Mało jej nie poznałam. Ale w środku jest taka sama jak kiedyś. To nadal ta sama dziewczyna, którą pokochaliśmy jak własną córkę i którą widzieliśmy w przyszłości jako żonę naszego syna.
George tylko pokręcił głową na ostatnie słowa żony. Nadal bawiła się w swatkę.
Mnie w to nie mieszaj. To ty sobie coś uroiłaś i ich swatałaś. Nic się w tej kwestii nie zmieniło.
Bo oni są sobie przeznaczeni. Czy ty tego nie widzisz?
A ty znowu swoje! Rób co chcesz. – Zrezygnowany wstał z kanapy i udał się w kierunku krętych schodów. – Idę się przebrać.
Po chwili zniknął na górze. Katherine uśmiechnęła się do swoich myśli. Wiedziała, że robi dobrze. Ashley i Dave muszą się spotkać, a dobrym miejscem i czasem będzie przyjęcie urodzinowe. Teraz była więcej niż pewna, że postępuje właściwie biorąc się za organizację tej imprezy. Upiecze dwie pieczenie przy jednym ogniu. Doprowadzi do spotkania Dave'a ze swoją przyjaciółką i pomoże jej w zdobyciu stażu dzięki znajomym męża z branży.
Pomyślała o synu. Była pewna, że kiedyś jej podziękuje za ten mały podstęp. Dzięki temu spotkają się po wielu latach rozłąki. Oni są sobie przeznaczeni, po raz kolejny stwierdziła w myślach, a przeznaczeniu trzeba czasem pomóc.




Ashley nie mogła uwierzyć że znowu tu jest, w swoim domu rodzinnym. To z tym miejscem wiązało się tyle wspomnień, przede wszystkim dobrych. Miała wyjątkowo szczęśliwe dzieciństwo. Mimo że była jedynaczką nie czuła się z tego powodu źle. Rodzice nie dali jej tego odczuć. Kochali ją nade wszystko i to dzięki im miała takie miłe wspomnienia z lat dziecięcych. No, może nie tylko dzięki im. Miała przecież swoje przyjaciółki i... Dave'a.
Znowu o nim pomyślała. Zastanawiała się jaki teraz jest, jak wygląda. Czy wciąż potrafi się tak zniewalająco uśmiechać? Przed laty jego uśmiech sprawiał, że jej serce biło w niesamowitym tempie. Czy jeśli się spotkają jej serce zachowa się w taki sposób? Nie wiedziała tego, ale już wkrótce się przekona. Wiedziała, że Dave na pewno będzie obecny na tym przyjęciu. Przecież syn nie zrobiłby takiej przykrości ojcu, żeby się wykręcić od imprezy, nawet gdyby nie miał na to najmniejszej ochoty. Dave taki nie był. A nawet jeśli się zmienił, to była pewna że nie zmieniłby się w taki sposób, żeby zignorować urodziny ojca.
Usiadła w bujanym fotelu stojącym niedaleko kominka. To było ulubione miejsce jej matki. Pamiętała czasy, kiedy będąc małą dziewczynką często wdrapywała się jej na kolana. Słuchała wtedy opowieści o dzielnych królewiczach na białych koniach ratujących z opresji swe księżniczki. Uśmiechnęła się na tę myśl.
Już wtedy myślała o wielkiej miłości, takiej jak w baśniach opowiadanych przez jej mamę i myślała, że dane będzie jej ją przeżyć, kiedy kilka lat później będąc już nastolatką zorientowała się, że to co do tej pory czuła do Dave'a zmieniło się w miłość. Niestety rozczarowała się. Jej marzenie nigdy się nie spełniło. Już wtedy przyjaciel miał ogromne powodzenie u dziewczyn, które zawsze się koło niego kręciły. Ashley uważała, że taka niepozorna dziewczyna jak ona nawet nie mogła liczyć na wzajemność z jego strony. Jak mogła konkurować ze szczupłymi i pięknymi dziewczynami, gdy ona była pulchna i raczej przeciętna, na dodatku w okularach. Jaki chłopak chciałby mieć taką dziewczynę? Mimo iż wiedziała, że jest dla niego ważna nigdy nie zdecydowała się mu wyznać prawdy, bo była pewna, że on nic do niej nie czuje poza przyjaźnią. Gdyby tak było to on by zrobił pierwszy krok i wyznał jej swoje uczucia. Dave zawsze należał do odważnych i niczego się nie bał.
Nie chcąc więcej o nim myśleć wstała z fotela i podeszła do okna, z którego rozciągał się widok na zaniedbany trawnik. Jeszcze będzie musiała dużo zrobić, aby dom przypominał ten przed laty, zanim wyjechała. Przez ten czas zaglądała tu Emily. Ciocia Amelia jej za to płaciła, przelewając odpowiednią kwotę na konto. Ale Emily miała już swoje lata, miała rodzinę ,pojawiły się już nawet wnuki i nie była już w pełni sił tak jak kiedyś. Jednak Ashley nie mogła jej powiedzieć, że nie potrzebuje jej pomocy, bo mogłaby ją urazić. Zrobi wszystko, żeby ją odciążyć. Miała dwie zdrowe ręce i mogła sama zaangażować się w prace w domu jak i wokół niego. Tak, zajmie się tym zanim uda jej się dostać na staż w kancelarii adwokackiej.
W ten sposób szybko zapomni o tym co ją spotkało w Chicago. Tutaj odzyska upragniony spokój.




Stojąc pod drzewem obserwował wejście do klatki schodowej. Trochę zajęło mu czasu, zanim odnalazł adres Amelii Black, ciotki Ashley. Była jedyną krewną dziewczyny, więc musiała wiedzieć, gdzie się podziewa jej siostrzenica. Zniknęła nagle. Nie spodziewał się, że już jej nigdy jej nie ujrzy. Już parę dni próbował ją odnaleźć. Bezskutecznie. Wyjechała razem z tym fagasem, z którym mieszkała. Już popytał wszystkich. Nikt nie wiedział gdzie się udali. A on musiał to wiedzieć.
Gdy zobaczył nadjeżdżające czerwone volvo parkujące przed blokiem, wyrzucił na trawę papierosa, którego palił. Przydepnął butem i podszedł do kobiety wysiadającej z samochodu.
Amelia Black? – zapytał z grzeczności, chociaż doskonale wiedział kim ona jest. Wcześniej wszystko dokładnie sprawdził.
Tak. – Kobieta o krótkich czarnych włosach spojrzała na młodego mężczyznę, który ją zaczepił. Wyglądał sympatycznie. – Mogę w czymś pomóc?
Raczej tak – odrzekł. Musiał spokojnie rozmawiać z tą kobietą, w przeciwnym wypadku nigdy się nie dowie, gdzie jest Ashley. – Chodzi o pani siostrzenicę. Próbuję się z nią skontaktować.
Ashley wyjechała z Chicago – odparła Amelia uważnie na niego patrząc.
Intuicja jej podpowiedziała, że coś jest nie tak z tym człowiekiem. Teraz mężczyzna już nie wydał jej się taki sympatyczny jak na początku. Spojrzała na niego podejrzliwie. Próbowała coś wyczytać z jego twarzy. Było coś w niej nieszczerego.
Tak, wiem. Jestem jej kolegą z kancelarii, w której miała staż. Ashley nagle wyjechała zostawiając bałagan w dokumentach. Nie możemy znaleźć bardzo ważnego aneksu do jednej z umów. Możemy mieć poważne problemy jeśli ten papier się nie odnajdzie. Ashley powinna na jeden dzień przyjechać i uporządkować to wszystko. To co? Poda mi pani jej adres?
Amelia nie musiała być psychologiem, żeby się zorientować, że mężczyzna kłamie. Jej siostrzenica nigdy nie była bałaganiarą i zawsze wszystkiego pilnowała, a w szczególności ważnych dokumentów. Ashley bardzo poważnie traktowała swoje zadania w kancelarii, więc gdyby było coś nie tak, już dawno by ją wyrzucili. Coś tu śmierdziało na kilometr.
Kim pan tak naprawdę jest? Czego pan chce od Ashley?
Przecież mówiłem...
Takie bajki może pan opowiadać panience poznanej w barze, ale ja nie jestem taka naiwna. Jestem pewna, że Ashley nic nie zaniedbała, jak pan sugeruje. Wymyślił pan to, żebym podała jej adres. Nic z tego. Ona na pewno by sobie tego nie życzyła. A poza tym ja naprawdę nie wiem gdzie jest.
Amelia skłamała. Doskonale wiedziała, gdzie jest siostrzenica. Zadzwoniła do niej z Phoenix i powiedziała, że wróciła tam na stałe. Nie chciała powiedzieć co się stało, ale poprosiła, żeby nikomu nie mówiła o miejscu jej pobytu. Z tonu jej głosu wywnioskowała, że czegoś się boi. Nawet się z nią nie pożegnała przed wyjazdem, więc Amelia podejrzewała, że to było coś poważnego. Może nawet wiązało się z tym mężczyzną, który teraz próbował na niej wymusić miejsce pobytu Ashley. Kobieta miała jakieś przeczycie, że tak mogło być.
Teraz to ty kłamiesz, babo! – Mężczyzna przestał być miły i chwycił ją za nadgarstek. – Mów natychmiast gdzie jest Ashley!
Puszczaj, bo będę krzyczeć. – Wyrwała się i spojrzała na niego morderczym wzrokiem. – Nigdy się nie dowiesz gdzie ona jest! – To powiedziawszy zabrała zakupy i udała się do swojego mieszkania.
Wściekły mężczyzna wyjął z kieszeni marynarki papierosa i mocno się zaciągnął.
Nie znasz mnie jeśli myślisz, że nigdy jej nie odnajdę. Mylisz się! Odnajdę Ashley prędzej czy później. Nie spocznę dopóki nie dowiem się, gdzie ona jest!