Nie mogła już
spać. Gdy otworzyła oczy zobaczyła, że za oknem zaczyna już
świtać, więc była jeszcze wczesna godzina. Spojrzała na budzik.
Dochodziła piąta. Zamknęła oczy, myśląc, że jeszcze uda jej
się usnąć, ale sen nie przychodził. Ciągle przed oczyma
przewijały jej się obrazy z wczorajszego dnia, a szczególnie jeden
obraz. Twarz Dave’a. Musiała przyznać, że wyrósł na
przystojnego mężczyznę, na którego widok niejednej kobiecie
zabiłoby serce. Zastanawiała się, czy ma kogoś. Na pewno, dodała
w myślach. A jeżeli nie to na pewno kręcą się wokół niego
piękne dziewczyny. Tak było kiedyś i to na pewno się nie
zmieniło. Uśmiechnęła się przypominając sobie ich spotkanie.
Dave nic się nie zmienił. Wciąż był takim samym chłopakiem jak
kiedyś: radosnym i z poczuciem humoru. Właśnie te cechy kochała w
nim najbardziej. Chciałaby, żeby teraz coś się między nimi
zmieniło. Teraz jeszcze bardziej niż kiedyś była w nim zakochana.
Nie myślała, że można bardziej kochać. Widocznie można,
stwierdziła w myślach. Wiele by dała, żeby on poczuł to samo do
niej. Przez tyle lat o nim nie zapomniała i nic nie wskazywało na
to, żeby kiedykolwiek zdołała wyprzeć go ze swojej pamięci i
serca. Dave Marshall był miłością jej życia.
– Koniec
wylegiwania – powiedziała sama do siebie i wyskoczyła z łóżka.
Postanowiła
wziąć szybki prysznic, zjeść lekkie śniadanie a potem pobiegać.
Kiedy mieszkała w Chicago to był jej taki codzienny rytuał. Czułą
się potem pozytywnie nastawiona na cały dzień. Odkąd wzięła się
za siebie i schudła, sport był ważny w jej życiu. Oprócz
porannego joggingu dwa razy chodziła do klubu fitness na aerobik.
Postanowiła także w Phoenix zapisać się do jakiegoś.
Gdy po pół
godzinie ubrana w dres była gotowa do wyjścia z góry zszedł Joey.
Był ubrany w same bokserki i miał potargane włosy. Wyglądał
jakby dopiero co zwlókł się z łóżka. Przetarł zaspane oczy i
spojrzał na przyjaciółkę.
– Ranny
ptaszek z ciebie – stwierdził. – Ty już na nogach?
– Tak –
rzekła otwierając wejściowe drzwi. – Idę pobiegać. Na razie!
Wyszła i tyle
ją widział.
Joey wszedł i
nalał sobie kawy. Wiedział, że już nie uśnie. Upił łyk
czarnego napoju, usiadł przy kuchennym stole i zaczął uważnie
rozglądać się po pomieszczeniu. Poprzedniego wieczoru zostawił
gdzieś telefon i nie wiedział kompletnie gdzie. Często mu się
zdarzało, że nie mógł go znaleźć. Tak też było tym razem.
Nagle usłyszał znajomy dźwięk. To był jego telefon. Podrapał
się po głowie zastanawiając się skąd pochodzi odgłos. Zaczął
otwierać wszystkie szuflady i drzwiczki. W końcu znalazł komórkę
w szufladzie ze sztućcami. Nie pamiętał kiedy ją tam włożył.
Kiedyś zostawię ją w lodówce, pomyślał rozbawiony swoim
roztargnieniem.
Spojrzał na
wyświetlacz. Dzwoniła Amelia, ciotka Ashley. Nie zastanawiając się
ani chwili przycisnął zieloną słuchawkę.
– Halo. –
Po drugiej stronie była cisza. Spojrzał na wyświetlacz. Amelia
rozłączyła się zanim zdążył powiedzieć słowo.
Zastanowił się
po co dzwoniła. Czyżby ten świr, przez którego Ashley musiała
opuścić Chicago znowu ją nagabywał albo śledził. Niewykluczone,
pomyślał. Tacy ludzie są zdolni do wszystkiego. Przypomniał sobie
ich wczorajszą rozmowę. Amelia była przerażona myśląc, że ktoś
ją śledzi. Nie miał wątpliwości, że to ten sam facet. Joey
nakazał jej ostrożność i prosił o telefon jakby coś się
działo. Na pewno ten psychol chciał wiedzieć gdzie wyjechała
Ashley. Doskonale wiedział, że Amelia nic mu nie powie. Jednak bał
się o nią. A jeżeli zechce ją skrzywdzić, żeby wyciągnąć
potrzebne dla niego informacje? Aż się wzdrygnął gdy o tym
pomyślał. Postanowił rozwiać swoje wątpliwości i wybrał jej
numer . Odebrała prawie natychmiast.
– Cześć
Joey – usłyszał jej głos. – Wybacz, że się rozłączyłam,
ale akurat przyszedł kurier z ważną przesyłką.
– Nie ma
sprawy – odrzekł Joey. – Coś się stało?
– Nie. –
Amelia miała spokojny głos. – Chciałam cię przeprosić za ten
wczorajszy telefon. Chyba wpadam w paranoję. Mam nadzieję, że nie
powiedziałeś nic Ashley.
– Nie.
– To dobrze.
– Słyszał jak wypuściła powietrze. – Specjalnie dziś wyszłam
wcześniej do sklepu, żeby sprawdzić, czy moje podejrzenia są
słuszne. Nikt za mną nie szedł. Na pewno mi się wydawało.
Zapomnij o naszej wczorajszej rozmowie. Chyba oglądam za dużo
kryminałów – roześmiała się.
– To, że
dzisiaj nie było nie znaczy, że wczoraj też – rzucił tajemniczo
Joey.
Po drugiej
stronie zaległa cisza.
– Jak to?
Sugerujesz, że jednak ktoś mógł mnie obserwować? – spytała
Amelia po dłuższej chwili milczenia.
–
Niewykluczone . – Joey nie chciał straszyć kobiety, ale musiał
powiedzieć o swoich podejrzeniach i ostrzec ją. – Powinnaś być
bardzo ostrożna i w razie czego zaopatrzyć się w coś do
samoobrony.
– Teraz to
mnie zastrzeliłeś! Czego ktoś mógłby ode mnie chcieć? Nie
jestem ani bogata ani zbyt ładna.
– Nie brakuje
świrów na świecie. W razie czego powinnaś także zawiadomić
policję.
– Policję?
Żeby mnie uznali za wariatkę, jeżeli to tylko moje wyobrażenia –
stwierdziła kobieta.
– A twoja
rozmowa z tym podejrzanym typem, to też tylko twoje wyobrażenie?
Wątpię.
– Dlaczego o
nim wspomniałeś? – spytała nie kryjąc zaskoczenia. – To niby
on mnie śledzi? Też na początku tak myślałam, ale… –
Umilkła na chwilę jakby nad czymś się zastanawiała. –
Podejrzewasz, że on chce mnie zmusić, żebym mu wyjawiła gdzie
jest Ashley? Wtedy był agresywny gdy nie chciałam mu nic zdradzić.
To on za tym stoi?
Joey chciał
zaprzeczyć, ale nie mógł. Amelia powinna znać prawdę, pomyślał
w duchu. Mimo że Ashley nie chciała, żeby ciotka wiedziała co ją
spotkało, aby jej nie martwić, chłopak postanowił wyjawić
kobiecie całą prawdę. Miała prawo wiedzieć co zaszło w życiu
siostrzenicy.
– Jestem tego
prawie pewien. To przez niego Ashley postanowiła uciec z Chicago.,
– Więc
jednak intuicja mnie nie zawiodła – powiedziała Amelia. –
Podejrzewałam, że przed kimś lub przed czymś ucieka. Ona jednak
zaprzeczyła.
– Nie chciała
cię martwić. Ja jednak uważam, że powinnaś znać całą prawdę.
Nie zdradź się jednak przed nią.
– Jesteś
bardzo tajemniczy – rzekła Amelia. – Zaczynam się obawiać. Kim
jest ten facet i czego chce od mojej siostrzenicy?
– To jeden ze
wspólników w kancelarii, w której Ashley odbywała stać.
Joey krótko
opowiedział jej wszystko. Kiedy skończył nastąpiła cisza.
Domyślił się, że kobieta była zszokowana tym co usłyszała.
– Powinnam o
wszystkim wiedzieć. Przecież jestem jej jedyną bliską rodziną,
do cholery! – W końcu usłyszał jej głos. – Dlaczego mi nie
zaufała?
– Nie
chciała… – zaczął Joey, ale kobieta mu przerwała.
– Tak, wiem.
Nie chciała mnie martwić, ale mimo wszystko miałam prawo wiedzieć.
Byłabym przy niej, wspierałabym ją. Jak dobrze, że ma ciebie.
– Obiecałem
sobie, że nie zostawię jej z tym samej. Dlatego kiedy postanowiła
wyjechać do Phoenix bez wahania rzuciłem wszystko, aby być przy
niej – odrzekł Joey. – Tutaj ma swoje przyjaciółki i …
Dave’a.
– Masz rację
– potwierdziła Amelia. – Kiedyś się w nim kochała.
– I to się
nie zmieniło – zauważył chłopak. – Wczoraj byliśmy na
urodzinach jego ojca i ona z Dave’em zniknęli na jakieś pół
godziny. A gdy wracałem z nią do domu uśmiech nie schodził z jej
twarzy.
– Bardzo się
cieszę. Może tam zapomni o tym co ją spotkało. Dbaj o moją
kruszynkę.
– Będę –
powiedział Joey i się rozłączył.
Dave jak każdego
dnia udał się na poranny jogging. Kiedy wstał wszyscy jeszcze
spali. Była sobota, więc nikomu nie spieszyło się, aby tak
wcześnie zrywać się z łóżka. Dave jedna nie chciał
leniuchować. Codziennie, bez względu na to czy to był wolny dzień
czy nie, wychodził pobiegać.
Kiedy
przyjeżdżał do domu, na jogging zawsze wybierał pobliski park.
Tego dnia też się tam udał. Zazwyczaj o tak wczesnej porze nikogo
tam nie było, więc się zdziwił kiedy w oddali zauważył jakąś
postać opierającą się o drzewo. Kiedy podbiegł bliżej od razu
ją rozpoznał.
– Ashley. –
Uśmiechnął się. Dziewczyna odwróciła się w jego stronę. –
Co za miła niespodzianka! Co ty tu robisz?
– To samo co
ty. Przyszłam pobiegać – odparła.
– Jestem mile
zaskoczony. Przecież nigdy…
– Owszem –
przerwała mu. – Ale wiele rzeczy się zmieniło w moim życiu
przez tę parę lat. Jeszcze wiele o mnie nie wiesz. – Rozśmiała
się.
Dave zastanowił
się czy mówiła o bieganiu czy może o czymś albo kimś innym. O
chłopaku z którym przyjechała. Musiał jakoś się dowiedzieć czy
to ktoś dla niej ważny i co między nimi jest. Sam nie wiedział
skąd to zainteresowanie jej życiem prywatnym. Był trochę
zazdrosny. Nie chciał, żeby był ktoś ważniejszy od niego. W jego
życiu także nie było ważniejszej osoby, nie licząc jego matki.
– Dlaczego
tak wcześnie uciekłaś do domu? – spytał nagle. – Stało się
coś?
– Nie, skądże.
Po prostu byłam zmęczona. Szukałam cię, żeby się pożegnać i
kogoś ci przedstawić, ale gdzieś zniknąłeś. – Szybko
wyjaśniła Ashley. – Poszliśmy więc do domu.
– Kogo
chciałaś mi przedstawić? – spytał, chociaż doskonale wiedział,
że chodzi o tego faceta z którym przyjechała. Nie dał jednak tego
po sobie poznać.
– Joeya. to
mój przyjaciel z Chicago. Myślę, że znaleźlibyście wspólny
język.
–
Przyjechaliście razem?
– Tak –
potwierdziła Ashley. – Zatrzymał się u mnie.
Dave udał, że
go to nie obeszło. Więc jednak ten chłopak jest jej bliski, skoro
zaprosiła go do siebie. Zastanawiał się jak był jej bliski.
Oczyma wyobraźni widział ich razem splecionych w namiętnym
uścisku. Szybko odegnał niechciane myśli.
– Jeszcze na
pewno będzie okazja – rzekł chcąc jak najszybciej skończyć ten
temat. – Ścigamy się do tamtego drzewa? – spytał wskazując na
akację znajdującą się przy ścieżce.
– OK. –
Dziewczyna przyjęła propozycję.
Na znak chłopaka
wystartowali. Na moment Dave był na prowadzeniu, ale po paru
sekundach dziewczyna prześcignęła go i utrzymywała się w tej
pozycji. Obejrzała się przez ramię na Dave’a i biegła dalej.
– Szybciej.
Co się tak wleczesz? – Roześmiała się radośnie.
Chłopak
zauważył leżącą na ścieżce gałąź, ale Ashley jej nie
widziała, bo była odwrócona.
– Ashley,
uważaj! – krzyknął, ale było już za późno.
Dziewczyna
runęła jak długa na ziemię. Na szczęście upadła na trawę.
Dave podbiegł do niej i nachylił się.
– Nic ci się
nie stało?
– Nie –
odparła rozcierając obolałe kolano. – Rozcięłam sobie tylko
skórę a tak poza tym w porządku.
Podniosła głowę
i spojrzała w jego szare oczy. On także umilkł. Dopiero teraz
zauważył, że jej oczy są szmaragdowo – zielone. Nigdy
wcześniej nie spotkał żadnej dziewczyny z tak pięknymi oczami.
Zdał sobie sprawę, że przyjaciółka coraz bardziej mu się
podoba. Jak mogłem wcześniej nie zauważyć jaka jest piękna,
pomyślał. Jestem idiotą!
Ich twarze
znajdowały się tak blisko siebie, że wystarczyłoby, aby Dave
nachylił się aby ich usta się spotkały. W tej chwili nic więcej
się nie liczyło. Pragnął tylko jednego: pocałować Ashley.